niedziela, 28 kwietnia 2013

"Zrobiłaś bardzo dobrego kurczaka..."

Karete yuku tomo ni
Omae wa nani wo omou 
Kotoba wo motanu sono ha de
Nanto ai wo tsutaeru - Egoist- "Euterpe"




Zamknąłem za sobą drzwi, schowałem klucze do kieszeni i obróciłem się w stronę samochodu. Narzuciłem na siebie kaptur i ruszył w kierunku auta. Dlaczego dzisiaj akurat musiało zacząć padać?! Wczoraj jeszcze piękna pogada a dzisiaj leje jak z cebra! Moje krytyczne szczęście powinno być wychwalane przez bogów. Gdy już siedziałem w samochodzie, mogłem na spokojnie jeszcze przemyśleć parę spraw. Po pierwsze, nie jestem pewny czy dobrze robie jadąc tam. Po drugie, jestem przesądnym człowiekiem i według mnie, deszcz nie określa nic dobrego. Po trzecie, będę musiał pogadać z bratem co do najprostszych nie należy. Westchnąłem i spojrzałem jeszcze raz na swój dom. Raz się żyje, z tą myślą włożyłem kluczyk do stacyjki i odjechałem w długą, nie należącą do przyjemności, podróż.

***

Sprzątałam już pół dnia, dziś do pracy idę później, więc wreszcie mogę ogarnąć tu i tam. Weszłam do swojej sypialni, zaczęłam myć okna i ramę, jeszcze kiedyś była biała a teraz.. szkoda gadać. Gdy wreszcie uporałam się z oknami, powycierałam kurze i ogarnęłam szafę z ciuchami. Chciałam już przechodzić do kolejnego pokoju, gdy do moich uszu doleciał dźwięk komórki. Położyłam ścierkę na biurku i poszłam do kuchni. Na blacie leżał owy przedmiot, sprawdziłam numer. Znowu?! Ciekawe o co teraz chodzi, zastanawiam się czy chociaż jeden raz mi oszczędzi problemów! Odebrałam, w słuchawce usłyszałam tak znajomy głos, który jestem zmuszona słyszeć co drugi dzień. – Dzień dobry, czy coś się stało?- zapytałam z nadzieją, że może pomylili numery, bo mój jest na liście szybkiego wybierania. Gdy usłyszałam powód, dla którego dzwoniła do mnie, zdenerwowałam się i to bardzo. Podziękowałam za informację i chwyciłam kluczyki od domu. Wybiegłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Teraz jej nie popuszczę! 


***


 Jechałem sobie spokojnie ulicą, w radiu leciała moja ulubiona piosenka, Skillet- Hero, którą nuciłem pod nosem. Przejeżdżałem obok szkoły, chociaż miałem bardzo słabą widoczność przez deszcz, jakieś zarysy można było dojrzeć. Jechałem przy małej prędkości. Gdy chciałem przyśpieszyć, na ulice wyleciał mi jakiś człowiek. Zahamowałem gwałtownie, czując lekkie ciągniecie do przodu. Byłem w lekkim szoku, ale szybko się otrząsnąłem i wyszedłem cały nabuzowany z samochodu. Nie patrzyłem już nawet na to, że strasznie leje deszcze a ja zaraz cały przemoknę. Podszedłem do owego idioty i się zdziwiłem. Owym „idiotą” była jakaś kobieta. Miała różowe włosy, całe mokre i zielone oczy.
-Czy ty nie patrzysz jak przechodzisz przez ulice?!- krzyknąłem na nią
-Patrzę i to bardzo uważnie! To ty jeździsz jakbyś pierwszy raz siedział za kółkiem! – odkrzyknęła mi.
-Słucham?! Gdyby nie ja, dawno leżałabyś pod kołami…
-Twojego samochodu!- krzyk prosto w twarz, to takie miłe.
-Nie będę się tutaj z tobą kłócić! Mam ważniejsze sprawy na głowie!- odeszła zostawiając mnie na środku ulicy. Co za wredna baba! Dzisiejszego dnia na pewno nie będę mógł zaliczyć do udanych.

***
Szłam ile sił w nogach, nie mogłam uwierzyć, że kolejny raz się nie posłuchała. Zadzwoniłam już do Deia i poinformowałam o zaistniałej sytuacji. Oby ją znalazł, przed moim pójściem do pracy. Cała przemoczona przeszłam już ostatnią przecznice. Naprzeciwko mnie stała szkoła. Rozglądnęłam się w prawo i w lewo. Widząc, że nic nie jedzie chciałam przejść przez ulice. Oczywiście, moje cudowne szczęście dało o sobie znać. Jakiś debil wyjechał mi za zakrętu i gdyby nie jego dobre hamulce, leżałabym pod kołami auta. Nie dość, że mój dobry humor zostawiłam w domu, to jeszcze ten pajac musiał się wtrącać. Chwile kłótni i sobie poszłam, nie mam czasu na taki bzdety. Nie odwracając się do tyłu, odeszłam od niego i podążyłam w kierunku budynku szkolnego. Wchodząc tam, poczułam zapach jaki daje obiad. Chodząc do szkoły nigdy mi nie odpowiadał. Zapach stołówki, doprowadził, że podeszły mi wymioty. Nie, musze szybko wejść do jakieś klasy, bo inaczej sprzątaczki będą miały więcej pracy. Swoje kroki przeniosłam do sali nr.15, tam czekała na mnie już żona mojego przyjaciela. Powitała mnie ciepłym uśmiechem, którego ja niestety nie odwzajemniłam.
-Sakura, powiedziałabym ci, że miło cię widzieć, ale w takich okolicznościach, sama rozumiesz.. Siadaj proszę.- wskazała na krzesło naprzeciwko niej.
-Więc przejdę od razu do rzeczy, ostrzegałam cię, czym może grozić jej zachowanie.- zaczęła, nie chciałam jej przerywać, ale musiałam, ta sytuacja powoli mnie przerasta.
-Znasz moją sytuacją, nie oczekuj ode mnie czegoś niemożliwego. Porozmawiam z nią jeszcze dzisiaj, ale martwię się, że znowu nie zrozumie.
-Wiem, daję jej ostatnią szanse, ale tylko ze względu na ciebie. Przyjaźnimy się, więc nie chciałabym, żebyś miała do mnie jakąkolwiek urazę.- powiedziała, próbowałam być twarda, często udaje przed ludźmi kogoś kim nie jestem. Prawda jest taka, że powoli nie wytrzymuję nerwowo, jeszcze praca.
-Nie martw się Hinata, wszystko będzie dobrze. Nawet gdyby, nie będę miała do ciebie urazy…- chciałam kontynuować, ale zadzwonił mój telefon. Przeprosiłam ją i wyjęłam komórkę z kieszeni. Promyczek nadziei zapalił się w moim sercu widząc na wyświetlaczu imię mojego brata.
-Deidara?! I co, znalazłeś ją?!- zapytałam z nadzieją, lekko podnosząc głos.
-Spokojnie, jest już ze mną w domu.- odpowiedział a mi kamień spadł z serca. Muszę jak najszybciej wrócić.
-Nie będę ci już zawracać głowy, leć do domu i porozmawiaj z nią.
Gdy chciałam już wyjść, obróciłam się i szybko zapytałam jak się czuje, odpowiedziała mi, że porozmawiamy niedługo na kawie. Pomachałam jej i wybiegłam ze szkoły. Teraz czeka mnie bardzo poważna rozmowa.

***
Dojechałem pod dom przyjaciela. Na szczęście przestało padać. Jedyny plus dzisiejszego dnia. Wyjąłem walizki z samochodu i zadzwoniłem w dzwonek obok drzwi. Czekałem przez chwile aż moim oczą ukazała się niska kobieta z wałkiem w ręku. Ten wałek trochę mnie przeraził, odłożyłem walizki obok siebie. Zastanawiałem się, kim jest ta kobieta?
-Dzień dobry, ja do państwa Uzumaki.- powiedziałem grzecznie, ta spojrzała na mnie dziwnie.
-Do kogo?- zapytała, nadstawiając jedno ucho. Niechętnie przybliżyłem się do niej i powtórzyłem do kogo przyjechałem.
-Tutaj nikt taki nie mieszka, synku. Chyba pomyliłeś domy.- stwierdziła miło. Przeprosiłem za najście i razem z moim bagażem podszedłem z powrotem do auta. Moje resztki humoru poszły w pizdu! Na jaką cholerę przyjechałem do tego miasta?! Wyjąłem komórkę z kieszeni i wykręciłem numer. Nikt nie odbierał. Pozostało mi jeszcze zadzwonić do Hinaty. Gdy już to zrobiłem, usłyszałem w słuchawce jej miły ale zarazem zdziwiony głos.
-Sasuke? Co się stało, że dzwonisz?- zapytała, słyszałem krzyki dzieci. Jest w pracy a ja jej przeszkadzam. Gdyby ten głąb odbierał, nie musiałbym do niej dzwonić
-Cześć Hinata. Wiem, że ci przeszkadzam, ale twój mąż nie odbiera. Ja za cholerę nie wiem gdzie jestem, bo zepsuła mi się nawigacja.- to, że zepsuła mi się nawigacja, stwierdziłem przed chwilą.
-Gdzie jesteś?
- Zaraz obok Flushing Meadows–Corona Park w Queens, tak podał mi Naruto.
-W tej alejce?- zapytała
-Tak, obok domków.-usłyszałem jej śmiech, zirytowałem się.
-Jesteś w dobrym miejscu, tylko na pewno nie koło tego domu co trzeba. Widzisz taki brązowy z białymi firankami w kwiaty, na około niego jest drewniany płot.- przekląłem w myślach. Oczywiście, że go widzę.. Bo to dom zaraz obok tej starszej babci!!!

***
Weszłam do domu. Zobaczyłam ich siedzących w kuchni i jedzących obiad, który ugotowałam wczoraj. Spojrzeli na mnie. Ona szybko odwróciła wzrok speszona.
-Co ty sobie myślisz?!- krzyknęłam na cały dom.
-Że zrobiłaś dobrego kurczaka, tylko mógłby być trochę ostrzejszy.- stwierdziła jedząc.
-Wiesz, że nie o tym teraz chcę rozmawiać!- zadzwonił mój telefon. Odebrałam z głosem przepełnionym jadem.
-Czego?!- zapytałam nieźle wyprowadzona z równowagi
-Sakura? Mamy problem. Kolejne ciało.- powiedział szybko mój partner.
Spojrzałam na nią jeszcze raz, ta jak gdyby nigdy nic, odłożyła talerz do zmywarki, podziękowała za posiłek i poszła do swojego pokoju. Mój brat przyglądał mi się badawczo. Miałam ochotę jej po prostu wbić do tej pustej głowy, że jest gówniarą i takich rzeczy robić nie powinna!
-Wszystko w porządku?- zapytał troskliwie, kładąc mi rękę na ramieniu.
-Masz jeszcze czas, żeby ją przypilnować? Muszę jechać do pracy a nie chcę zostawiać jej samej.- pokręcił głową z dezaprobatą ale zgodził się. Pocałowałam go w policzek i weszłam do swojej sypialni, chcąc przebrać się do pracy.

***
Siedziałem na dość abstrakcyjnym i nowoczesnym fotelu. Kolor był granatowy, całość była w kształcie koła z namalowanymi, białymi, trójkątami. Cały salon był przestrzenny i ładnie urządzony. Białe kafelki na podłodze i białe ściany z granatowymi dodatkami. Naprzeciwko mnie był duży, paro calowy, telewizor. Po jego wyglądzie aż korciło, żeby go włączyć i obejrzeć dobry mecz przy piwie.
-Jak ci się podoba w moich skromnych progach?- zapytał mnie Naruto, wchodząc do owego pomieszczenia z tacą pełną ciastek i z dwiema szklankami kawy.
-Masz bardzo ładny telewizor.- stwierdziłem, biorąc łyk napoju.
-Też tak uważam.- zaśmiał się
-Sasuke, cieszę się, że się zgodziłeś. Tutaj masz akta sprawy. A tak przy okazji, jak minęła podróż?- zapytał uśmiechnięty, spiorunowałem go wzrokiem i zostawiłem to bez komentarza. On jedynie się zaśmiał i podniósł z kanapy.
-Trzeba się zbierać, znaleźli nowe zwłoki. Moja partnerka już tam jedzie.
-Jaka partnerka?- zapytałem zdziwiony, myślałem, że będziemy sami
-Pracujemy razem odkąd odszedłeś ze służby.
-Jak się nazywa?- zadałem pytanie firmowym głosem
-Sakura Haruno.

***
No witam was serdecznie, nie długo mam konkurs więc nie sądziłam, że uda mi się wstawić notkę. Udało się, ale niestety nie wypał totalny -.- Nie podoba mi się strasznie i nie dziwiłabym się, gdyby wam również ;___; |We wtorek wielki dzień, życzcie mi powodzenia i szczęścia xd

sobota, 20 kwietnia 2013

"Ciekawość cechą ludzką jest"


Marathon, siedem lat później




Piękna wyspa, na około niej rozciągał się błękitny ocean, który swym błyskiem przyciąga każdego. Nie daleko północnej części, znajduje się dom pewnego mężczyzny, który właśnie zwlekł się z łóżka.-Cholera jasna, kogo tutaj niesie?!- warknąłem w myślach i zszedłem na dół do drzwi wejściowych. Zajrzałem przez judasz, nie wiele widziałem z jeszcze zaspanymi oczami. Przetarłem je i spojrzałem raz jeszcze.-Nikogo nie ma?- zdziwiłem się. Mój instynkt natychmiast się włączył. Z szafki nad drzwiami wyjąłem broń, z ukrytej pułki w szafce na buty, wyjąłem pełny magazynek. Z załadowaną bronią, postanowiłem się rozejrzeć, na początek na zewnątrz, potem w domu. Wolnym i czujnym krokiem wyszedłem na zewnątrz. Spojrzałem prosto, jednocześnie kątem oka, prawo i lewo. Okrążyłem cały dom, nie znajdując nic, swoje kroki kierowałem do tylnego wejścia. Gdy chciałem wejść, moje oczy rozszerzyły się a znowu wstąpiła czujność. Cicho wszedłem i rozglądałem się. Usłyszałem kroki w salonie. Bez szelestnie, znalazłem się w tamtym pomieszczeniu. Wycelowałem bronią w nieproszonego gościa.

-Odwróć się i odłóż broń.- powiedziałem poważnym głosem. Widok jaki ujrzałem, bardzo mnie zdziwił.

-Aż taką psychozę złapałeś, że w przyjaciela bronią celujesz?- zapytał mnie, wymachując rękami w geście przerażenia.

-Naruto?- chwila ciszy, którą przerwał mój donośny krzyk.- Co ty tu robisz głąbie?!! Kto ci pozwolił wchodzić do mnie do domu?! Co ty, włamywacz?!

-Oj Sasuś…- robi to specjalnie, wie, że nienawidzę gdy ktoś się tak do mnie zwraca- Nie przesadzaj, bo zrobiłeś się cały czerwony z wściekłości. Kto wie, może nie długo zrobisz się zielony. A tak w ogóle, kogo nazywasz głąbem?!- tak, to mój stary, dobry, przyjaciel.

-Chodź, ty wiesz w ogóle, która godzina?- zapytałem, przecierając twarz. Wspólnie poszliśmy do kuchni, zapaliłem okap i włączyłem wodę, na herbatę lub kawę.


-Nie, wyjechałem wieczorem i wcześnie mi się udało przyjechać. A która jest?- spojrzałem na niego gniewnie.

-Jest trzecia nad ranem, młotku!

-Tylko bez przezwisk.- zaczął wymachiwać przede mną karcącym palcem. Czy ja wyglądam na pięciolatka?!

-Kawy czy herbaty?- zapytałem swojego „gościa”

-Wiesz co Sasuke, wolałbym coś do jedzenia..

-Nie mam ramen.- wyprzedziłem go

-To poproszę kawę.- powiedział i uśmiechnął się do mnie.

Wsypałem do kubka po dwie łyżeczki czarnego proszku i po jednej łyżeczce cukru. Wlałem odrobinę mleka i zalałem wszystko wrzątkiem. Podałem mu kubek z parującym napojem i usiadłem naprzeciwko.

-Skąd masz mój adres?- zapytałem mocząc usta w kawie.

-Od twojego brata, sam mnie tu wysłał.

-Tak myślałem, że nie przyjechałeś w odwiedziny.- zaśmiałem się

-Masz rację, nie tylko w odwiedziny.-podkreślił dając nacisk na ostatnie słowa.

-Co u Hinaty?- zapytałem, czując jak ciepły napar, leci do żołądka dając przyjemne ukojenie.

-Hinata jest w ciąży, zostanę ojcem.- wstał i pokazał na siebie jak na bohatera. Westchnąłem, i czekałem kiedy zauważy, że zachowuje się jak dziecko, to kiedyś nastąpi… prawda?

-Ale teraz poważnie. Musimy porozmawiać.- stwierdził poważnym tonem, spojrzałem na niego zdziwiony, jeszcze przed chwilą wyglądał jakby miał pięć lat, a teraz…

-O co chodzi?- zapytałem, odkładając kubek na bok.

-Musisz wrócić do zawodu.- powiedział a mi serce zabiło mocniej.
***


Siedziałam zamyślona na tylnym siedzeniu i patrzyłam przez szybę, mój wzrok zawieszał się co chwilę na nowych ludziach, niektórzy zapracowani, a niektórzy wręcz przeciwnie.

-Jesteśmy na miejscu, 3 euro się należy.- powiedział kierowca, wyrywając mnie tym samym z rozmyśleń

-Dziękuje, dowidzenia.- podałam mu pieniądze, nałożyłam okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z taksówki.

Szybko przeszłam przez ulice i weszłam do mojej ulubionej kawiarni. Wchodząc od razu poczułam zapach parzonej kawy i usłyszałam dźwięk jaki ogłasza przyjście nowego klienta. Zaraz po nim, za ladą stanęła niska pani, na oko z jakieś 50 lat. Ubrana w pomarańczową bluzkę z dekoltem w serek i spodnie dżinsowe. Przywitałam się i uśmiechnęłam przyjaźnie, ona odwzajemniła gest.

-To co zwykle?- zapytała

-Tak, poproszę tylko teraz z podwójną pianką.- na tackę* położyłam pieniądze i wzięłam plastikowy kubeczek do ręki. Po zasmakowaniu kawy poczułam jak powracają mi siły witalne.

-Znowu do pracy?- zapytała mnie a ja dalej delektowałam się kawą

-Przecież byłaś ostatnio na nocce, zamączysz się dziecko.- drążyła, pokiwałam głową, ona pokręcił głową z dezaprobatą. Podziękowałam i wyszłam, kierując się do budynku naprzeciwko.

Drzwi rozsunęły się przede mną a ja weszłam do środka. Sekretarka przywitała mnie miło, pojechałam windą na drugie piętro. Wychodząc z niej, mało co się nie potknęłam, szybko złapałam równowagę i już po chwili szłam z wysoko podniesioną głową. Parę par oczu patrzyło na mnie przez chwile, lecz zaraz odwrócili się i powrócili do wcześniejszej pracy. Mamy teraz wiele roboty. Do moich uszu doleciał dźwięk, który strasznie mnie irytuje.

-Ty to jednak ciamajda jesteś.- zaniósł się głośnym śmiechem, czułam jak czerwienieje na twarzy.

-Nie jestem ciamajdą.- warknęłam, zestresowana rozglądnęłam się wokoło czy nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, nie lubię być pośmiewiskiem

-Tak, tak, idź do szefa bo ci karze.-powiedział i ugryzł kawałek kanapki, którą trzymał w ręku.

-Obyś się nią zakrztusił!- pomyślałam poirytowana i zawróciłam się w kierunku drzwi od gabinetu.

Wchodząc tam, miałam już złe przeczucia. Coś się szykuje, znając moje szczęście dla mnie nie będzie to korzystne.

***

Czy jemu padło na mózg?! Zrezygnowałem z zawodu już dawno, nie za bardzo chce mi się do niego wracać, zresztą… złe wspomnienia znacznie mi to utrudniają.

-Ale Sasuke..- nalegał, przerwałem mu ruchem dłoni

-Nie wyraziłem się jasno, Naruto? Nie mam zamiaru wracać na stare śmieci, nie kiedy wszystko zaczynam sobie układać.- powiedziałem ze stoickim spokojem.

Odsunął krzesło i powoli wstał, ja zrobiłem to samo. Wyciągnął rękę w moim kierunku, uścisnąłem ją.

-Naprawdę szkoda, przemyśl to jeszcze.

-Co tu dużo myśleć, nie to jest nie realne.- zaprzeczyłem

Odprowadziłem go do drzwi, stanął w framudze i nie odwracając się powiedział:

-Zostawiłem na stoliku zdjęcia w kopercie, obejrzyj je i odezwij się do mnie z ostateczną decyzją.- wyszedł, zamknąłem za nim drzwi i wyszedłem tylnym wyjściem na dwór.

Idąc przez plaże, czułem jak piasek ugina się pod moim ciężarem, postanowiłem się wyciszyć. Cisza zawsze mi pomagała oswoić się z myślami, co jest nie lada wyzwaniem dla człowieka. Szum fal i samotność. Tylko to jest mi potrzebne do szczęścia, nic więcej.

***

-Kpisz, prawda?- zapytałam z nadzieją

-Ależ skąd, to bardzo nam pomoże, przyda nam się pomoc.- powiedział ze stoickim spokojem.

-Ale, to bezsensu, świetnie sobie radzimy sami!

-Nie radzimy i ty o tym dobrze wiesz.- podniósł głos, chciałam dalej drążyć temat, nie jestem typem osoby, która łatwo się poddaje. Jednak widząc stan mojego szefa, jego czerwone wory i popękane naczynka w oczach, zrezygnowałam.

-Itachi, ty w ogóle wychodzisz z biura?- zapytałam podejrzliwie, przybliżając się do jego biurka. Oparłam na nim ręce i patrzyłam na niego badawczo.

-Interesuje cię to?- zapytał przybliżając się do mnie na niebezpieczną odległość. Moje serce zabiło mocniej, jego oczy lustrowały mnie. Czułam jak zaczynają piec mnie policzki. Gdy również się przybliżyłam, nasze usta prawie się stykały.

-Mam coś.- powiedział Kiba wchodząc, odskoczyłam od Itachiego jak oparzona, zachowując się jak bym zrobiła coś złego. Gdy Kiba spojrzał na mnie, poczułam się jak dziewczynka, którą mama przyłapała na zjedzeniu batonika.

-Idziemy.- Inuzuka wyszedł pierwszy. Itachi zaraz za nim, puszczając mi oczko. Jestem zła na siebie, że dałam się ponieść emocją. W pracy takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.- skarciłam się. Wyszłam ostatnia, ciekawiło mnie bardzo, jaki ślad znalazł Kiba. Oby to pomogło w sprawie. Stojąc w kropce, jesteśmy jeszcze bardziej bezradni.

***

-Wydarzenia zmieniają człowieka.- westchnąwszy, rozebrałem się i wskoczyłem pod prysznic. Czułem jak zimna woda oblewa moje ciało, błogi stan umysłu. Wyłącznie się na cały świat zewnętrzny, coś wspaniałego.

Po 10 minutach, okryłem się ręcznikiem. Usłyszałem gwizd czajnika, przekląłem w myślach. Skleroza nie boli. Zbiegłem jak najszybciej na dół i zakręciłem gaz. Z szafki wyjąłem talerz i wsypałem tam zawartość zupki chińskiej. Zalałem ją i zakryłem talerzem, żeby się zaparzyła. Gdy chciałem już konsumować posiłek, moje spojrzenie utkwiło w kopercie na stoliku. Ciekawość, cechą ludzką jest. Sięgnąłem po nią i już po chwili otworzyłem. Co nowsze zdjęcia, przed moimi oczami przelatywały sceny jakie mogły mieć tam miejsce. Odechciało mi się jeść. To były straszne masakry, znikome jest, że zabójca przestanie. Nie po sposobie, zabijania. Znalazłem krótki opis morderstw, z dopiskiem- Jak chcesz się dowiedzieć więcej, wsiadaj w samochód i przyjeżdżaj, Naruto.

Jeszcze raz przejrzałem zdjęcia. Ludzka psychika jest dziwna, boisz się czegoś, ale i tak to robisz. Wiesz, że to jest złe, ale i tak to zrobisz. Wydarzenia z przeszłości, są ciężkie do przeżycia, nie da się ich wymazać, niestety. Cóż, nie jestem wyjątkowy, wielu osobom przydarzyło się coś znacznie gorszego. Nie użalam się więc nad sobą. Czy warto, stawić czoło strachu? Czy uzyskam zwycięstwo? Czy będę miał z tego korzyści? Oby, bo już wiem co zrobię.

***


Więc witam was, po długiej nieobecności.Mam wielką nadzieje, że notka chociaż trochę się podoba ;p Jestem zła na siebie, że tak długo zwlekałam z napisaniem jej, ogromnie was za to przepraszam. Mam straszne urwanie głowy, przygotowując się do festiwalu i konkursu =.=” Tutaj moja prośba do was, trzymajcie za mnie kciuki ;D Konkurs odbędzie się 30 kwietnia, więc będę wdzięczna za otuchy xD Pozdrawiam i całuje, Anae.

środa, 3 kwietnia 2013

"Początek czegoś nowego"


Siedziałem na skórzanej kanapie, popijając zimną już kawę. Wokół mnie walało się mnóstwo zdjęć, które przedstawiały tę samą straszną masakrę.
Kolejna rodzina, kolejne biedne i niewinne dzieci, ile to będzie jeszcze trwać?- Ten zabójca nie przestanie, póki go nie załapiemy!- Odpowiedziałem sobie na pytanie.
Tyle dni a my dalej nie mamy żadnych poszlak, seryjny morderca zabija z zimną krwią. Jaki ma cel? Co nim kieruje? Jak wybiera ofiary? Rodzina Hashi nie ma nic wspólnego z państwem Shiba, obie rodziny mieszkały w innym stanie, nie znali się, żadnych cech wspólnych. Tyle pytań krążyło w mojej głowie, a na żadne z nich nie znałem odpowiedzi. Westchnąłem głośno, odkładają raport z przed miesiąca, jeśli psycholog policyjny dobrze wszystko rozszyfrował, ten mężczyzna zabije za trzy dni. Nie mogę do tego dopuścić. Do ręki wziąłem dyktafon i włączyłem nagrywanie.
-1.44 żadnych nowych przypuszczeń w sprawie. Stoimy w miejscu- powiedziawszy to, wcisnąłem stop
Po raz setny już tego wieczory, przypatrywałem się fotografiom z miejsca zbrodni. Ciągle czułem, że coś mi umknęło, że czegoś nie zauważyłem. Wstałem przeciągając się, byłem zmęczony, już drugą noc z rzędu nie śpię. Zaczął dzwonić telefon, odebrałem i usłyszałem po drugiej stronie głos mojego przyjaciela.
-Sasuke, masz coś?- Zapytał głupkowato, to chyba oczywiste, że jakbym coś miał dawno bym go powiadomił, czasami zastanawiam się jak on trafił to FBI.
-Nie głąbie, nic nie mam!- jestem zmęczony i rozdrażniony, musiałem się na kimś wyżyć.
-Spokojnie, prześpij się, to ci dobrze zrobi.
-Pa.- rozłączyłem się i rzuciłem komórką o łóżko.
Jak mogę spać, mając świadomość, że ten psychopata jest na wolności?! Poszedłem do łazienki, odkręciłem kurek z zimną wodą. Pomoczyłem sobie twarz chcąc doprowadzić się do stanu logicznego myślenie. Spojrzałem w lustro, przeczesałem sobie ręką włosy. Wychodząc zapaliłem duże światło, Cały pokój w papierach i plastikowych kubeczkach po kawie. Przez wielkie okno wpadało światło pełni księżyca. Olśniło mnie, zerwałem się jak oparzony, szybkim ruchem naładowałem broń, sięgnąłem po kluczyki od samochodu i wybiegłem z domu nawet go nie zamykając. Przeskakiwałem po parę schodków, wykręcając jednocześnie numer.
-Szlak poczta głosowa. Naruto, jadę teraz na ulice Erie St. 49,chyba mam ślad ale jeszcze muszę go dokładnie sprawdzić.- rozłączyłem się i wybiegłem z bloku, wskoczyłem do auta, odpaliłem silnik i ruszyłem. Jechałem bardzo szybko, chcąc jak najszybciej dostać się na miejsce. Gdy dojechałem spojrzałem na wielką posiadłość, na dole paliło się światło. Wyszedłem z samochodu i nie myśląc długo, zapukałem w dzwi czekając na właściciela domu.
-Agent specjalny Uchiha, jaka miła niespodzianka  - przywitał mnie
-Przepraszam za kłopot, jest pózno- powiedziałem lekko zakłopotany
-To żaden kłopot, obydwaj jesteśmy nocnym markami, wejdz.- zaprosił mnie gestem ręki
 Weszliśmy do środka, wspólni poszliśmy do jego gabinetu. Gdy wszedłem do środka, do moich nozdrzy doleciał zapach drewna, uwielbiam ten zapach, który dochodzi z kominka.
-Co cię trapi?- zapytał siadając za biurkiem
 -Jesteśmy na złym tropie doktorze, nasza charakterystyka przestępcy jest błędna. Szukaliśmy urażonego szaleńca ze znajomością anatomii, lekarza, któremu odebrali licencje, niedoszłego medyka…
-Byłego pracownika kostnicy, tak wiem, stwierdziliśmy to po równych cięciach na ciałach ofiar.
-Myliliśmy się, on nie okalecza ofiar dla zachcianki, on kolekcjonuje te części ciała- popatrzał na mnie zdziwiony- Byłem u mojego brata na sylwestra, jego syn podbiegł do mnie i pokazał, że nie ma jednego zęba, schował go do szkatułki i powiedział, że zostawi sobie na pamiątkę i wtedy skojarzyłem fakty, każdej z ofiar wycięto jeden narząd, nie dla przyjemności. Zabójca chciał mieć pamiątkę po swoim dziele.- zakończywszy swój monolog spojrzałem na drugiego rozmówce.
-Powiedziałeś to w biurze?
-Nie, chciałem najpierw porozmawiać z panem. Wiem, że mam rację, zaczynam powoli myśleć jak morderca.
-Fascynujące.- stwierdził i przyjrzał mi się badawczo- Tego się nie spodziewałem, jesteś inny niż ludzie z twojego wydziału. Posiadasz bardzo rzadki dar, tym darem jest wyobraznia mordercy, która jest bardzo potrzebna w twoim zawodzie.
-Jednej rzeczy tylko nie rozumiem, jest pan najlepszym psychologiem w kryminalistyce a jednak, nie skojarzył pan tego w ten sposób.- ciągle próbowałem utrzymać kontakt wzrokowy
-Jestem tylko człowiekiem Sasuke, każdy może się pomylić
-Pan rzadko się myli.
-Przykro mi, że nie mam twojego pełnego zaufania.
-Nie nie, tego nie powiedziałem. Sam nie wiem już co mówię, jestem bardzo zmęczony.
-Wróć do domu prześpij się, przyjdz jutro rano, zrobimy notatki i wspólnie nad tym pomyślimy.- zaproponował
-Tak, to bardzo dobry pomysł.- stwierdziłem, ale nie ruszyłem się nawet o milimetr.
-Przyniosę twój płaszcz, za chwile wróce.
Kiedy Madara wyszedł z pokoju, ja rozciągnąłem się na fotelu i wstałem. Powoli podszedłem do biblioteczki i przez chwile patrzyłem na różne figurki na półce. Wziąłem pierwszą lepszą książkę, która okazała się „Podręcznikiem medycznym” otworzył ją na zaznaczonej stronie. Opisywali tam jak skutecznie pokroić zwierze, żeby jak najdłużej żyło i się nie wykrwawiło, podkreślony był tam napis: Grasica, od razu to skojarzyłem, nie mogłem tego zbagatelizować. Przez jeszcze krótką chwile przypatrywałem się na stronę nie mogąc uwierzyć własnym oczą. Zdeterminowany odwróciłem się, poczym od razu wydałem z siebie głośny jęk bólu. Został on spowodowany wbiciem noża prosto w lewy bok brzucha. Sięgałem po broń, ale doktor ciągle wbijał broń, raniąc mnie coraz mocniej, czułem jak powoli zaczynam się wykrwawiać, podniosłem rękę do góry ale on bez problemu wyrwał mi pistolet rzucając go na ziemie. Spojrzałem w jego oczy, nie widziałem już tych spokojnych i opanowanych, widziałem oczy szaleńca, który właśnie zdobył ofiarę.
-Spokojnie, nie ruszaj się, wchodzisz we wstrząs, nie chce żebyś czuł ból, za chwile poczujesz zawroty głowy a potem senność.- zacząłem się szarpać- Nie opieraj się, to łagodne uczucie, jak wejście do ciepłej kąpieli.- przejechał bronią wyżej, mój głośny krzyk rozniósł się po całym domu.
-Przykro mi, że do tego doszło, ale każda gra się kiedyś zaczyna i kończy.- miałem zamknięte oczy i głośno dyszałem, położył mnie obok kominka.
-Jesteś jeszcze młodym chłopakiem, masz dopiero 20 lat, podziwiam twoją odwagę- powiedziawszy to, wyrwał mi z brzucha ostre narzędzie, otworzyłem oczy, wymachiwał mi przed nim nożem- Chyba na pamiątkę, wezmę sobie twoje serce.- zamachnąłem się, wbijając mu pogrzebacz* w brzuch, odsunął się ode mnie, patrząc gdzieś w przestrzeń nieobecnym wzrokiem. Czułem jak robi mi się coraz słabiej, wyobrażałem sobie jaki muszę być teraz blady. Na moje szczęście, odsuwając się, zwalił ze stolika telefon stacjonarny. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, ja z całych sił próbowałem dosięgnąć słuchawki by móc zadzwonić. Zbliżył się do mnie z szaleńczym uśmieszkiem na twarzy, wtedy sobie przypomniałem. Wyjąłem zapasową broń i strzeliłem raz, drugi, trzeci, leżałem i ledwo co kolo wiek widziałem więc strzały nie padały tam gdzie powinny, za czwartym razem trafiłem w klatkę piersiową, nie byłem pewny czy poleciało w serce, najważniejsze, że upadł na biurko. Opadłem całkowicie z sił, w tym momencie nie wiedziałem co się dzieje. Ostatnie co pamiętam to dźwięk syren policyjnych a potem tylko ciemność.
***
To już mój trzeci blog, tym razem spróbuje zaszaleć z kryminalistyka ;D Mam nadzieje, że prolog się wam podoba. Wygląd, co prawda za ciekawy nie jest, ale nie długo będzie lepiej ;-)
  Pozdrawiam Anae :*