piątek, 6 grudnia 2013

Mikołajki!

Witam moi mili!


Chciałabym wam złożyć najszczersze życzenia z okazji mikołajków.
Życzę wam dużo zdrowia, dużo szczęścia, żebyście mieli dobre oceny. Żebyście dostali masę słodyczy :3 

Uwielbiam was kochani i dziękuje za to, że jesteście ze mną <3



Macie tutaj ode mnie Mikołajkowy obrazek Katniss ;)




Ps. Nowa notka się pisze, obiecuję, że dodam jak najszybciej. 

Pozdrawiam serdecznie, Anae Mitsuki.

niedziela, 3 listopada 2013

"Zastanów się Saki, bo z czasem może być za późno."

"Nig­dy nie łudź się, że ktoś usłyszy nieme wołanie o po­moc. To żałos­na stra­ta czasu."




Piosenki się skończyły. Wszystkie z całej listy odtwarzania. Akurat, kiedy dobiegłam. Stróżka potu spłynęła mi z czoła. Przetarłam ją zewnętrzną częścią dłoni i spojrzałam przed siebie. Jak zwykle płot z siatki? Rzuciłam wzrokiem na dziurę, która zawsze była moim wejściem do lasu. Nie no, akurat teraz?!- Warknęłam w myślach. Jak jestem zła to zawsze muszą to cholerstwo naprawić prawda? Tylko, że tym razem zapomniałam ze sobą sekatora. Często nosze go ze sobą właśnie na takie okazje. Westchnęłam i zabrałam się do przeskakiwania płotu.

Las jest cały ogrodzony a ludzie nie mają do niego wstępu. Około 10 lat temu wybuchł tam pożar, spowodowany podpaleniem, który pochłonął większą część lasu. Zginęło w nim bardzo dużo zwierząt. Dlatego straż miejska dla dobra środowiska odcięła las ze światem zewnętrznym. Dla mnie to trochętrudne do zrozumienie. Ten las jest tak cudowny, że aż zbrodnią jest, nie pokazywanie go innym. Pamiętam jak kiedyś Dei miał bardzo zły humor, pokłócił się z Sasorim. Wtedy zaprowadził mnie tutaj pierwszy raz. Usiedliśmy na wielkim, opadniętym, drzewie. Nazwaliśmy go pieńkiem. Podpisaliśmy się i leżeliśmy tam cały dzień. Mówił wtedy, że jak ma jakiś problem to zawsze tutaj przychodzi i zapomina o całym świecie. Wzięłam to sobie do serca. Od tamtej pory, kiedy również mi się coś nie układa przychodzę tutaj i odpoczywam od ludzi. Kiedy ostatnio byłam na wagarach też tu przyszłam. Siedziałam i myślałam jak to nienawidzę chodzić do tej głupiej szkoły. Przeszłam przez płot i podążyłam w stronę mojego miejsca. Po drodze podśpiewywałam sobie moją ulubioną piosenkę o złu i miłości. O miejscu gdzieś daleko od rzeczywistości za to blisko niebezpieczeństwa, które czyha za rogiem i dwóch ludziach kochających się nad życie.



Czemu ja? Czemu ty? Czemu świat jest taki zły? Czemu wszyscy, są bezwzględni?

Ja to wiem, ty to wiesz. Czy odmienisz, życia bieg? Czy zrozumiesz, co jest złe?*



Nucąc sobie ją pod nosem droga zleciała mi bardzo szybko. Już po chwili doszłam na pieniek. Chwyciłam za gałąź, i podciągnęłam się na górę. Wyjęłam z kieszeni telefon i już miałam włączyć muzykę, gdy dobiegł mnie dziwny hałas. Przekręciłam głowę i spojrzałam w drugą stronę. Nic nie zauważywszy, chciałam zerknąć trochę niżej. Spadłam z głośnym hukiem na ziemie. Pieniek nie jest dużej grubości. To zwykłe drzewo, które kiedyś spadło i nikomu nie chciało się go wywieść z lasu. Ale cóż, z moim szczęściem to ja nawet na prostej drodze się wywalę. Otworzyłam oczy i natknęłam się na brązowe tęczówki, które wgapiały się we mnie. Przestraszona, zerwałam się szybko i nie patrząc na ból pleców wstałam na równe nogi. Ową postacią naprzeciwko mnie był blond włosy chłopak, który widząc moją reakcje zaśmiał się cicho.

-Co taka mała dziewczynka jak ty, robi w lesie, hem.?- Zapytał mnie. Otrzepałam się i patrząc mu prosto w oczy odpowiedziałam.

-To wolny kraj, można robić, co dusza zapragnie.- Taka mała a już pyskuje, nie ładnie, nie ładnie.- Odgryzł się.

-Na małego to ty wyglądasz, więc się nie wywyższaj.

Uśmiechnął się i włożył ręce do kieszeni.

-Coś czuje, że miło nam się będzie gawędziło. – Spojrzałam na niego zainteresowana.



*†*


Weszliśmy do gabinet. Głośniej przełknąłem ślinę. Pierwsze, co mnie trafiło to sterta papierów walających się po biurku. Dopiero potem spojrzałem na mojego brata, pełen obaw a zarazem nadziei.

-Witajcie, i jak?- Zapytał jak gdyby nigdy nic.

-Tak jak przy poprzednich, nic. Jedyne, czego jesteśmy pewnito to, że to kolejny raz ten psychopata.

-Dobrze, możecie już iść.- Słucham? Ja też?

-Itachi, chciałbym z tobą porozmawiać.- Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.

-Sądzę, że nie mamy, o czym rozmawiać.- Powiedział nawet na mnie nie patrząc. Sakura uważnie przyglądała się mojemu bratu i marszczyła brwi.

-Ja uciekam, nie będę wam przeszkadzać. Na razie.- Wyszła zamykając za sobą drzwi. Czyli pora zaczynać, trudną rozmowę.

-Nie wiem jak zacząć…

-Ni jak, masz wyjść z mojego gabinetu.- Przerwał mi i dalej przewracał coś w papierach.

-Itachi, chciałbym ci wszystko wyjaśnić. Daj mi szanse wszystko naprawić.- Zrzucił cały stos kartek na podłogę, co dało niezły huk na całe pomieszczenie.

Podszedł do mnie, podniósł mnie za koszule i przyparł do ściany. Lekko przerażony spojrzałem mu w oczy. Złość aż z niego kipiała. Próbowałem zachować spokój i nie pokazać strachu.

-Proszę bardzo, wal śmiało. Zasłużyłem żeby wreszcie ktoś mi przywalił po ryju.- Patrząc na niego zauważyłem, że przez chwile się wahał. Puścił mnie, szybko podparłem się ściany żeby utrzymać równowagę. Nogi miałem jak z waty, naprężyłem wszystkie mięśnie i czekałem na cios.

Poprawił garnitur odwrócił się i przez ramie powiedział: - Nie będę sobie zawracał głowy takim bezwartościowym człowiekiem jak ty. Zapamiętaj, jedyne, co nas łączy to nazwisko. A teraz zejdź mi z oczu, bo rzygać mi się chce na twój widok.- Wyszedłem z gabinetu bez słowa. Po co ja tu przyjeżdżałem? Głupi, miałem nadzieję, że odnowie kontakt z bratem a on nawet nie chce mnie znać. Zjechałem windą na sam dół na parking. Otworzyłem samochód i z piskiem opon odjechałem rozmyślając, czy kiedykolwiek brat mi wybaczy.

*†*

Jadąc taksówką do domu rozmyślałam o dwóch mężczyznach, dwóch braciach, którzy najwyraźniej nie za bardzo się lubią. Ciekawa jestem, co ich poróżniło w przeszłości. Nigdy nie wypytywałam Itachiego o rodzinę. Może, dlatego, że nie lubię jak ktoś pyta o moją? Szybko odrzuciłam od siebie złe myśli i skupiłam się na sprawach bardzo ważnych. Ciekawe, co robi moja córka. Mam nadzieje, że siedzi grzecznie w domu i nic nie wymyśliła. Musze z nią dzisiaj porozmawiać, od razu jak tylko posprawdzam raporty i przejrzę jeszcze raz zdjęcia z miejsca zbrodni. No właśnie, chyba powinnam bardziej szczegółowo przyjrzeć się sprawie. Jestem pewna, że coś nam umyka. Tylko, co to jest? Zadzwoniła moja komórka. Odebrałam. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam Deia.

-Siemanko siostrzyczko, za ile będziesz.?- Zapytał, ktoś obok niego nieźle się wydzierał, to na pewno Sasori. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tych dwoje. Świetnie sobie radzą, tym bardziej, że poziom tolerancji na świecie niebezpiecznie maleje.

-Właśnie wracam do domu, za jakieś pół godziny powinnam być. Kupić coś po drodze.?- Zaprzeczył mówiąc, że lodówkę mamy pełną jedzenia. Chwile jeszcze pogadaliśmy i się rozłączyłam. Spojrzałam w okno, powoli się ściemnia. Cieszę się, że dzisiaj wrócę wyjątkowo wcześnie do domu. Może wreszcie uda mi się dotrzeć do Katniss. Co się dzieje z tym dzieckiem? Nigdy się tak nie zachowywała, może to etap dorastania? Sama już nie wiem.

Nareszcie dojeżdżam. Główna siedziba FBI, w której pracuję jest w samym centrum miasta. Ja za to mieszkam na jego obrzeżach, więc z dojazdami nie jest najlepiej. Najgorsze jest to, że teraz moje auto jest w naprawie, dlatego muszę tułać się taksówkami. Zatrzymaliśmy się, dzisiejszy dojazd minął mi nawet dość prędko.

- Siedem dolarów panienko.- Powiedział miło staruszek uśmiechając się, odwzajemniłam gest i zapłaciłam. Wysiadłam i kierowałam się w stronę klatki schodowej.

*†*

Oboje usiedliśmy na pieńku. Panowała między nami cisza. Jak dla mnie była ona przyjemna, lubię siedzieć w ciszy, wtedy można odpocząć i przemyśleć różne sprawy.

-A więc, jak się nazywasz?- padło pytanie z jego ust. Hmpf. Najpierw sam powinien się przedstawić a potem pytać mnie.

-Pytając kogoś, wypadałoby samemu najpierw się przedstawić.- przyjrzał mi się uważnie, następnie wyciągnął rękę w moją stronę.

-Dobra, nie spinaj się tak. Nazywam się Nico. A ty?- Że słucham?! Kto tu się spina, jestem oazą spokoju!

-Katniss.- powiedziałam krótko i zwięźle. Poczułam wibracje w kieszeni. Mój wujek?

-Tak?- zapytałam odbierając telefon. Podskoczyłam na wieści, że moja mama wraca szybciej do domu. Zwolnili ją czy jak?! Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i zeskoczyłam na ziemie.-Miło było poznać, musze iść.

-Poczekaj.-zatrzymał mnie jego głos w pół kroku.- przyjdź tu jutro o tej samej porze.- kątem oka zauważyłam jak się uśmiecha. Nic nie mówiąc pobiegłam w kierunku wyjścia. Mam jakieś max 15 minut. Z czego czeka mnie przeskoczenie przez ogrodzenie które zajmie mi z 5 minut, plus samo dojście do domu. Przeskoczyłam. Narzuciłam sobie szybkie tempo. Piosenka w słuchawkach dodawała mi sił i nie czułam aż takiego zmęczenia. Kocham biegać, wtedy właśnie czuje, że żyje. Przy klatce byłam przed czasem. Uhuh, fart wreszcie zaszczycił mnie swoją obecnością. Zadzwoniłam w domofon i aż cała chodziłam, bojąc się, że to mamę usłyszę. Na szczęście otworzył mi Dei. Wbiegłam po schodach jak torpeda a po wejściu do domu najchętniej rzuciłabym się na ziemie i odpoczęła.

-No no, jestem pod wrażeniem. Idź się szybko umyć i zdejmij te zabłocone buty. Mówiłem nie idź do lasu.- spojrzał na mnie karcąco.

-Mówiłeś też wróć przed dziewiątą, przecież mama wraca późno.- odbiłam piłeczkę. Sasori parsknął śmiechem. Mój wujek nie był tak rozradowany jak on, przeszłam koło niego i weszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie przepocone ciuchy i wrzuciłam wszystko do pralki. Przekręciłam kurek z wodą, już po chwili czułam na sobie zimną wodę. O tak. Tego mi było trzeba.


*†*

Weszłam na górę, zgaszając przy tym światło na klatce schodowej. Przywitałam się z bratem i Sasorim. Usłyszałam szum wody w łazience. Czyli młoda się myje. Och, jak dobrze. Ciekawe czy gdzieś wychodziła. No, ale od Deia się nie dowiem, przecież oni trzymają razem.

-I jak tam mecz?- zapytałam, wchodząc do pokoju i siadając na fotelu.

-Jak na razie dobrze, nasi wygrywają. Czemu tak wcześnie wróciłaś…

-Zwolnili cię?- zapytała moja córka wychodząc z łazienki.

-Haha, bardzo zabawne. Nie, po prostu nic nie znaleźliśmy. I tak wzięłam akta sprawy i poszukam czegoś w domu.- wzięłam garść chipsów i włożyłam do buzi.

-Spokojnie, nikt ci tego nie zje.- zaśmiał się Deidara. Ledwo przełknąwszy to co miała w buzi, pokazałam mu język i poszłam się umyć.

Usłyszałam jeszcze tylko śmiechy w pokoju. Umyta i odświeżona oglądałam z nimi mecz. Rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. Nawet młoda z nami siedziała. Czasem szybszy powrót do domu może sprawić wiele dobrego. Mecz się skończył. Sasori wstał i pożegnał się z nami. Dei odprowadził go do drzwi. Zaproponowałam, że zrobię herbatę. Katniss się uśmiechnęła i poszła ze mną do kuchni. Siedziałyśmy w ciszy. Słychać było tylko gotującą się wodę. Obie to lubimy więc ani jej ani mi to nie przeszkadzało.

-Jest późno, jutro masz szkołę. Wypij herbatę i do wyra.- powiedziałam podając jej kubek z gorącą cieczą.

-Oki. To ja pójde do swojego pokoju i poczytam jeszcze książkę. Dobranoc.

Usiadłam na kanapie a nade mną stanął Dei.

-Widzisz, jak może być przyjemnie gdy wcześniej wrócisz. Zastanów się Saki wreszcie, bo z czasem może być za późno.- poszedł do swojego pokoju a ja zostałam sama. Nad czym mam myśleć? Pracuję i kocham to co robię. Przykładam się dla społeczeństwa łapiąc złoczyńców. Nigdy z tego nie zrezygnuję. Oparłam głowę o oparcie fotela i zanurzyłam się w wirze wspomnień. Łzy stanęły mi w oczach. Zaciskałam i luzowałam pięści aby się nie rozpłakać. „Wystarczy zapomnieć.” Dudniło mi w głowie.

-To nie jest takie proste.- powiedziałam cicho i zaczęłam sprawdzać akta.


*†*

Siedziałem na podłodze, obok mnie walało się paręnaście zdjęć z miejsca zbrodni. Nic nie współgrało ze sobą. Nie mamy żadnego punktu zaczepienia po za stłuczonymi lustrami w każdym pomieszczeniu. Spojrzałem na zdjęcie z sypialni dzieci. Na półce były lalki, za nimi lustro, również stłuczone. Dziwne, oczy tych lelek są całe białe. Z tego, co pamiętam były one przezroczyste. Nagle mnie olśniło. Sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do Sakury. Usłyszałem jej głos w słuchawce. Czyli jeszcze nie spała. Na pewno szukała czegoś tak samo jak ja.

-Mam coś. Jade z powrotem do tego domu…

-Spotkamy się na miejscu, czekaj tam na mnie.- rozłączyła się.




*†*

Tum tum tum, nareszcie.! Wena mi powróciła i napisałam rozdział. Chciałabym go zadedykować wam wszystkim. Kocham was.!

Jeśli chodzi o kolejny rozdział, pojawi się on już nie długo bo mam już pomysł co się w nim wydarzy. Nie jestem pewna, czy dobrze przedstawiłam wam relacje między Sasuke i Itachim i czy o takie, spotkanie wam chodziło. Koniec końców wyszło to co wyszło i mam ogromną nadzieje, że wam się spodoba.

*Piosenkę wymyśliłam z dwa lata temu, nie wiem czemu ale jakoś tak mi tu pasowała XDD



Pozdrawiam was serdecznie.


<3

sobota, 19 października 2013

Witam was serdecznie.!

Ale mnie dawno tu nie było, aż wstyd. ;_;
Jeśli jeszcze o mnie pamiętacie to pragnę was powiadomić, że notka pojawi się już nie długo, jak mi tylko jako tako wena powróci > _ <
Szkoła się zaczęła, tęsknie za wakacjami. Powoli odechciewa mi się wszystkiego, jeszcze ta pogoda mnie dobija zupełnie. Ostatnio byłam chora i przez dwa tygodnie w domu leżałam. Mówię wam, jakie mam teraz zaległości. Coś strasznego. A u was jak tam w szkole.? Jak oceny.? ;)

Pozdrawiam was i wysyłam buziaczki, Anae. <3

środa, 12 czerwca 2013

"To nie oznacza, że będę dla Ciebie miła"

Weszłam do domu zamordowanych. Od razu doleciał do mnie nie przyjemny zapach, jaki wydzielają rozkładające się zwłoki. Był to domek jednorodzinny, ładnie urządzony. Gdy się wchodziło, na pewno odczuwało się ciepłą atmosferę, którą wydzielał. Teraz można odczuć tylko i wyłącznie, ten okropny zapach.  Zagłębiając się coraz dalej, spostrzegłam mojego przyjaciela. Nałożyłam rękawiczki i podeszłam bliżej. Był z jakimś czarnowłosym mężczyzną. Oboje stali obróceni tyłem do mnie, zawzięcie o czymś dyskutując. Odchrząknęłam  głośno, by przypomnieć o swoim istnieniu, lecz zostałam bezlitośnie zignorowana. Stuknęłam lekko palcem Naruto. Ten odwrócił się w moją stronę, tym samym odkrywając mi całą sylwetkę i twarz, nowego członka naszego składu. Wybałuszyłam oczy, ściskając gniewnie brwi. Nie możliwe!
*†*

Stałem z Naruto na miejscu zbrodni, określaliśmy w jaki sposób ślady krwi obok ofiary są aż tak przetarte. W takich sprawach, potrafię zamknąć się na cały świat i nie zważać na to co dzieje się dookoła mnie. Nagle on odwrócił się a ja zobaczyłem kobieta. Tą, kobieta!
-Sasuke, to właśnie jest Sakura Haruno, będziecie razem współpracować. Sakura, to jest Sasuke Uchiha.- powiedział mój przyjaciel uśmiechając się szczerze.
Staliśmy tak, wpatrując się w siebie. Atmosfera była napięta. Nie wiedziałem za bardzo co zrobić, skoro my się już nie lubimy, to jak mamy razem pracować?
-Eee.. coś się stało?- zapytał Naruto, drapiąc się z tyłu po głowie
Żadne z nas się nie odezwało.

- Nie Naruto nic, przejdźmy już do pracy.- powiedziała Sakura i stanęła nad ciałami- Przyczyna zgonu?- zapytała firmowym głosem. Zlustrowałem ją wzrokiem. Miałem już krótki opis co do niej. Drobna o zaciętym spojrzeniu. Ciekawe czy chociaż strzelać umie. Zaśmiałem się na myśl o tym. Spojrzeli na mnie dziwnie, by za chwilę powrócić do pracy.
- Silny cios w głowę tępym narzędziem, Kiba już jedzie.- odpowiedział Uzumaki.
-Przecież miał wolne.- zamyśliła się- Itachi też przyjedzie?- wzdrygnąłem się, nie jestem za bardzo gotowy na rozmowę z nim. Muszę się na to nastawić psychicznie a kto wie, może i nawet fizycznie…
*†*

Jakiś psychiczny, śmieje się sam do siebie. Krótki rysopis dla niego, czarne włosy i tego samego koloru oczy. Dobrze zbudowany, na oko z jakieś 25 lat. Ma psychodeliczne zachowanie. Kątem oka zauważyłam, że on również mi się przygląda. Postanowiłam go ignorować, nie będę sobie nim zawracać głowy. Skupiłam się na pracy. Przyszedł Kiba, przywitał się z każdym po kolei. Rozłożył cały swój sprzęt.
-Zabieramy zwłoki, obdukcję zrobię już na miejscu.- wyjaśnił
 -Reasumując, na około ofiary jest pełno krwi, lecz ślady koło głowy, są chaotycznie rozmazane.  Gdzie jest druga ofiara?- zapytałam
-Zaraz obok tylnego wyjścia.- powiedział mój współpracownik przez najbliższy okres czasu. Razem udaliśmy się w tamtym kierunku.
-Czyli zwłoki tego mężczyzny, były ciągnięte od żony, która leżała w salonie, aż do tylnego wyjścia.- stwierdził Inuzuka- Dalej nie rozumiem rozumowania tego mordercy.- westchnął, karząc zabrać kolejne zwłoki.
-Nie pozostaje nam nic innego jak obejrzeć jeszcze raz miejsce zbrodni.- powiedziałam i spojrzałam na nich.
Weszłam najpierw do salonu, gdzie wszystko się zaczęło. Za chwilę zobaczyłam jak Sasuke chcę wyjść z domu. Gdy otwierał drzwi, nasze spojrzenia spotkały się na chwile, speszona odwróciłam wzrok wracając tym samym do pracy.
*†*
Siedziałem obok blatu w kuchni i gotowałem wodę na herbatę. Usłyszałem krzyki, zerwałem się na równe nogi i wbiegłem do pokoju, skąd dochodził hałas.
-Katniss, wszystko w porządku?!- uklęknąłem obok jej łóżka, chwytając ją za rękę.
-Nie, nie chcę.- krzyczała przez sen, pogłaskałem ją czule po włosach.
-Wszystko dobrze, to tylko zły sen.- szepnąłem , uspokoiła się. Przytuliła się  do swojego misia i dalej spała już spokojnie. Postanowiłem,  że porozmawiam z nią o tym jak wstanie, bo Sakura jak zwykle nie będzie miała czasu. Zastanawiam się, czemu to ja tu robię za rodzica?! Niby dorosła i odpowiedzialna.. Gówno prawda! Dorosła to może i jest, ale za cholerę nie jest odpowiedzialna. Ehh.. no ale nie mogę jej winić, nie każdemu się zdarza to co jej. Wyszedłem z jej pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Jest 18.30, czyli jeszcze tak z 6  godzin i wróci do domu. Jak codziennie. Usłyszałem gwizd czajnika, który oznaczał zagotowanie wody. Zalałem listki mięty w kubku, i delektowałem się zapachem, który wydziela. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie przed telewizorem i włączyłem wiadomości. Itachi, w wiadomościach. Dalej zastanawiam się, jakie relacje łączą jego i moją siostrę. Oni chyba do siebie nie pasują, nie wydaje mi się żeby Uchiha był dobrym kandydatem na męża.. co najmniej dla niej.
-Proszę pana, czy chciałby pan udzielić krótkiego wywiadu co do nasilenia się morderstw?- zapytała jedna z reporterek
-Doszły nas słuchy, że to jeden i ten sam morderca!
-Czy ludzie mają się obawiać?- zapytała jedna z reporterek
-Nie mam nic do powiedzenia, ludzie nie muszą się obawiać, wszystkim się zajmiemy. Miłego dnia życzę.-odpowiedział, na jedno pytanie i wszedł do swojego terenowego samochodu. Tak, proszę się nie bać. To tylko jakiś seryjny morderca, bądźcie spokojni, ja i mój mały móżdżek coś wymyślimy. Jakoś nigdy nie przepadałem za tym mężczyzną. Nie wydaje się godny zaufania. A może to tylko ja wyolbrzymiam wszystko?
 Przełączyłem kanał. Akurat leciał mój ulubiony serial- Dr. House. On to jest świetny. Jego teksty rozwalają. Nawet Sasori leży na ziemi ze śmiechu. Poczułem obok siebie ciężar. Okazało się, że koło mnie usiadła moja siostrzenica.
-Nie ma jej?- zapytała, zabierając mi kubek i biorąc „małego” łyka.
-Nie, jest w pracy, wróci..                        
-Tak wiem, późno. Znam tą gadkę na pamięć.
Chciałem zapytać o sen, jaki jej się przyśnił. Ale oczywiście, ktoś musiał nam przerwać. Po usłyszeniu dzwonka do drzwi, oboje się zdziwiliśmy. Tak szybko przyszła? Zauważyłem na twarzy Katniss zdziwienie i coś na obraz, radości? Wstała i szybko pobiegła otworzyć. Wstałem za nią. W drzwiach nie stała Sakura, tylko Sasori a w ręce trzymał siatkę z zakupami.
-Cześć, co masz taką minę zbitego psa, młoda?- zapytał, patrząc na nią.
-Wydaje ci się stary. Masz coś dla mnie?- zapytała, próbując zajrzeć do siatki.
-Poczekaj grubasku, zaraz ci dam.- zaśmiał się, ta pokazał mu język i weszła do kuchni a on za nią.
-No siemano Dei, dzisiaj mecz! Pamiętałeś, prawda?- Kurwa! Ale ja, jak to ja:
-Oczywiście, o takich rzeczach się nie zapomina! To na tą okazje Sakura zrobiła makaron z serem, bo ją poprosiłem.- skłamałem, młoda spojrzała na mnie dziwnie ale nie skomentowała tego. Sasori też przyjrzał mi się uważnie, zaraz się skapnie, że skłamałem. Masz ci los!
-No, mama na początku nie chciała się zgodzić, ale jakoś ją przekonał.- uratowała mnie? Ona?! Już bym wolała, żeby się skapnął. Teraz będę mieć u niej dług, którego tak szybko nie spłacę.
-Nam kupiłem chipsy, słone orzeszki i piwo do meczu. Młodej kupiłem czekoladę, chipsy i cole.
-Co tak mało?!- oburzyła się- Przecież ja zjem to wszystko i dalej będę głodna! Gdzie tu sprawiedliwość?!
-Przecież jest jeszcze makaron.- stwierdził czerwono włosy
 Przypomniało mi się, że ten makaron robiony był już sporo czasu temu. Oby się nie zepsuł, oby się nie zepsuł!
Katniss wyjęła półmisek makaronu z lodówki. Nałożyła sobie trochę na talerz i odłożyła resztę na blat. Przyjrzała się mu uważnie, powąchała go i pokręciła przecząco głową. Nim zdążyłem coś powiedzieć, Sasori zaczął jeść swoją porcje.
-Bardzo inny smak niż zawsze- zamyślił się- Kurwa, tu jest pleśń!- przeklną na cały dom i wypluł wszystko do zlewu.
Nie powstrzymaliśmy napadu śmiechu. Sasori odkręcił wode i zaczął opukiwać usta. Cały blok musiał nas słyszeć, bo nie śmialiśmy się dość cicho. W pewnym momencie Katniss położyła się na ziemi i zaczęła walić rękami o podłogę, nie przestając się śmiać. Wyglądało to tak komicznie, że nawet mój przyjaciel zamiast opłukiwać jamę ustną, śmiał się w niebo głosy.
*†*
Nie mogę uwierzyć, żadnego śladu. Nic, jakby nic nie dotykał. Rozumiem, że założył rękawiczki, ale żeby nic nie było?! To jest niemożliwe. Morderca zawsze pozostawi po sobie jakiś znak, bo nie ma zbrodni idealnej. Podrapałem się po głowie i przetarłem oczy ze zmęczenia. Spojrzałem na Haruno, stała i po raz kolejny sprawdzała ślady na podłodze.
-Nic nie ma, sprawdzałem to już tysiąc razy.- powiedziałem ziewając głośno.
-Jedźmy do Kiby, może już coś ma.- zaproponowała, przytaknąłem głową i wspólnie opuściliśmy dom.
*†*

Leżałam na ziemi i nie mogłam przestać. Kocham mojego wujka, kocham jego wybryki i jego przyjaciela, Sasoriego. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, wstając z ziemi już całkiem poważnie. Spojrzeli na mnie, trochę przestając się śmiać. Posłałam im ciepłe spojrzenie i weszłam do swojego pokoju obok. Mój pokój nie jest za bardzo duży, ale jest taki, ze nie sprawia problemu z pochowaniem moich rzeczy. Ściany są koloru bordo a wykładzina w szarym.
Zapaliłam światło i weszłam głębiej.  Złapałam  moją ulubioną czarną torbę, ze złotym napisem adidasa. Włożyłam do niej wodę mineralną, paczkę słonecznika solonego, bułkę z masłem i jabłko. Zapięłam zamek błyskawiczny. Narzuciłam na siebie czarną koszule w szarą kratkę i wyszłam z pokoju. Gdy wyszłam zauważyłam, że Dei i Sasori siedzą przed telewizorem z piwem w ręku. Podeszłam bliżej, biorąc przy okazji garść orzeszków z miski na stole.
-Gdzieś się wybierasz?- zapytał mnie wujek
-Tak, wychodzę biegać. Już późno a nie chcę znowu spotkać się z burami Sakury.- powiedziałam niby obojętnie, ale w głębi duszy bojąc się, że mnie nie puści.
-Jest godzina 19, o 21 widzę cię w domu i ani minuty dłużej.- powiedział a Sasori puścił mi oczko, machając ręką. Nic więcej nie mówiąc wyszłam z domu, zakładając wcześniej adidasy. Zbiegłam po schodach, jak to mam w zwyczaju, skacząc z ostatniego schodka. Pchnęłam drzwi od klatki, zapominając o klamce. Walnęłam sobie ręką w czoło, uświadamiając sobie  moją głupotę.
Gdy wyszłam, zobaczyłam jak słońce zachodzi za horyzont. Obróciłam się w drugą strone i szłam wolnym krokiem w kierunku niedaleko położonego ode mnie bloku. Przechodziłam po wykrzywionym i poniszczonym chodniku. Patrzyłam na dzieci bawiących się na placu zabawa który był obok mnie. Doszłam do klatki. Weszłam po schodach i zadzwoniłam w domofon.
-Dzień dobry, jest Yuko w domu?
-Nie, wyszła do sklepu, jak chcesz to wejdź do środka Katniss i poczekaj na nią w domu.- zaproponowała mi mama mojej przyjaciółki
-Nie dziękuje, może pani jej powiedzieć żeby przyszła tam gdzie zawsze. Dowidzenia.- powiedziałam grzecznie i odeszłam w przeciwnym kierunku
Włączyłam piosenkę The Pretty Reckless- Superhero i zaczęłam biec. Najpierw wolnym truchtem żeby się nie zmęczyć, potem coraz szybciej i szybciej. Ciągle powtarzając sobie, jedną i tą samą mantrę: Nogi nie bolą, ramiona lekkie, skup się na muzyce*.Wybiegłam po za tereny osiedla. Teraz moim celem stał się las na obrzeżach.
*†*
Obdukcja wykazała to co przy poprzednich ofiarach. Więc w tym momencie mamy pewność, że to kolejne dzieło psychopaty z którym przyszło nam się zmagać.
-A więc nie mamy wyjścia, musimy razem pracować.- powiedział Sasuke wychodząc za mną z kostnicy
-Słusznie, ale to nie oznacza że będę dla ciebie miła.- odrzekłam stanowczo, nie patrząc na niego
- I nawzajem.- prychnęłam i weszłam do windy
Staliśmy tak nie patrząc na siebie. Zaczęłam oglądać paznokcie i nie zwracałam na niego kompletnie uwagi. Naglę mnie olśniło.
-Musimy jeszcze złożyć raport Itachiemu.- zatkało go. Co najmniej ja tak uznałam po tym, jak zrobił się blady jak ściana.
-Tak. Chodźmy.- wydusił wreszcie. Winda stanęła i oboje wyszliśmy do gabinetu przełożonego.
*†*


Juhuhu nareszcie! Napisałam! Przepraszam was bardzo, że tak zwlekałam z napisaniem jej. Ale sami przyznajcie, że w tym okresie jest straszne urwanie głowy. Poprawianie ocen, zaliczanie zaległości..coś strasznego =.=”
No ale nic, jako tako wyszło xd Konkurs poszedł mi nawet dobrze. Zajęłam 3 miejsce >.< Ale przede mną były starsze dziewczyny. Tym się pocieszam ;D
Pozdrawiam i mam nadzieje, że notka się spodoba. Anae :*
Ps. * Nogi nie bolą, ramiona lekkie.- pozdrowienia dla mojej siostry Zochan. xD :*

wtorek, 7 maja 2013

"Nominacja"

Aaa.. naprawdę jestem ogromnie szczęśliwa, że mnie nominowano!! Nominowała mnie kochana, Minnou Josei, niegdyś Marta Anonim <3 Jestem Tobie, ogromnie wdzięczna <3


- podziękować nominującemu blogerowi
- pokazać nagrodę na swoim blogu
- ujawnić siedem faktów dotyczących siebie
- nominować piętnaście blogów, które twoim zdaniem na to zasługują
- powiadomić o tym autorów.


7 faktów o mnie:

1. Mam młodszą siostrę przyrodnią.
2. Uwielbiam robić szalone rzeczy, wygłupianie to moje drugie ja.
3. Trenuję bieganie i śpiew
4. Jestem bardzo leniwym człowiekiem
5. Nie lubię sprzątać >.<
6. Uwielbiam czytać książki.
7. Interesuję się medycyną.


Nominuję: 


Pozdrawiam i przepraszam autorki, których nie nominowałam :*

niedziela, 28 kwietnia 2013

"Zrobiłaś bardzo dobrego kurczaka..."

Karete yuku tomo ni
Omae wa nani wo omou 
Kotoba wo motanu sono ha de
Nanto ai wo tsutaeru - Egoist- "Euterpe"




Zamknąłem za sobą drzwi, schowałem klucze do kieszeni i obróciłem się w stronę samochodu. Narzuciłem na siebie kaptur i ruszył w kierunku auta. Dlaczego dzisiaj akurat musiało zacząć padać?! Wczoraj jeszcze piękna pogada a dzisiaj leje jak z cebra! Moje krytyczne szczęście powinno być wychwalane przez bogów. Gdy już siedziałem w samochodzie, mogłem na spokojnie jeszcze przemyśleć parę spraw. Po pierwsze, nie jestem pewny czy dobrze robie jadąc tam. Po drugie, jestem przesądnym człowiekiem i według mnie, deszcz nie określa nic dobrego. Po trzecie, będę musiał pogadać z bratem co do najprostszych nie należy. Westchnąłem i spojrzałem jeszcze raz na swój dom. Raz się żyje, z tą myślą włożyłem kluczyk do stacyjki i odjechałem w długą, nie należącą do przyjemności, podróż.

***

Sprzątałam już pół dnia, dziś do pracy idę później, więc wreszcie mogę ogarnąć tu i tam. Weszłam do swojej sypialni, zaczęłam myć okna i ramę, jeszcze kiedyś była biała a teraz.. szkoda gadać. Gdy wreszcie uporałam się z oknami, powycierałam kurze i ogarnęłam szafę z ciuchami. Chciałam już przechodzić do kolejnego pokoju, gdy do moich uszu doleciał dźwięk komórki. Położyłam ścierkę na biurku i poszłam do kuchni. Na blacie leżał owy przedmiot, sprawdziłam numer. Znowu?! Ciekawe o co teraz chodzi, zastanawiam się czy chociaż jeden raz mi oszczędzi problemów! Odebrałam, w słuchawce usłyszałam tak znajomy głos, który jestem zmuszona słyszeć co drugi dzień. – Dzień dobry, czy coś się stało?- zapytałam z nadzieją, że może pomylili numery, bo mój jest na liście szybkiego wybierania. Gdy usłyszałam powód, dla którego dzwoniła do mnie, zdenerwowałam się i to bardzo. Podziękowałam za informację i chwyciłam kluczyki od domu. Wybiegłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Teraz jej nie popuszczę! 


***


 Jechałem sobie spokojnie ulicą, w radiu leciała moja ulubiona piosenka, Skillet- Hero, którą nuciłem pod nosem. Przejeżdżałem obok szkoły, chociaż miałem bardzo słabą widoczność przez deszcz, jakieś zarysy można było dojrzeć. Jechałem przy małej prędkości. Gdy chciałem przyśpieszyć, na ulice wyleciał mi jakiś człowiek. Zahamowałem gwałtownie, czując lekkie ciągniecie do przodu. Byłem w lekkim szoku, ale szybko się otrząsnąłem i wyszedłem cały nabuzowany z samochodu. Nie patrzyłem już nawet na to, że strasznie leje deszcze a ja zaraz cały przemoknę. Podszedłem do owego idioty i się zdziwiłem. Owym „idiotą” była jakaś kobieta. Miała różowe włosy, całe mokre i zielone oczy.
-Czy ty nie patrzysz jak przechodzisz przez ulice?!- krzyknąłem na nią
-Patrzę i to bardzo uważnie! To ty jeździsz jakbyś pierwszy raz siedział za kółkiem! – odkrzyknęła mi.
-Słucham?! Gdyby nie ja, dawno leżałabyś pod kołami…
-Twojego samochodu!- krzyk prosto w twarz, to takie miłe.
-Nie będę się tutaj z tobą kłócić! Mam ważniejsze sprawy na głowie!- odeszła zostawiając mnie na środku ulicy. Co za wredna baba! Dzisiejszego dnia na pewno nie będę mógł zaliczyć do udanych.

***
Szłam ile sił w nogach, nie mogłam uwierzyć, że kolejny raz się nie posłuchała. Zadzwoniłam już do Deia i poinformowałam o zaistniałej sytuacji. Oby ją znalazł, przed moim pójściem do pracy. Cała przemoczona przeszłam już ostatnią przecznice. Naprzeciwko mnie stała szkoła. Rozglądnęłam się w prawo i w lewo. Widząc, że nic nie jedzie chciałam przejść przez ulice. Oczywiście, moje cudowne szczęście dało o sobie znać. Jakiś debil wyjechał mi za zakrętu i gdyby nie jego dobre hamulce, leżałabym pod kołami auta. Nie dość, że mój dobry humor zostawiłam w domu, to jeszcze ten pajac musiał się wtrącać. Chwile kłótni i sobie poszłam, nie mam czasu na taki bzdety. Nie odwracając się do tyłu, odeszłam od niego i podążyłam w kierunku budynku szkolnego. Wchodząc tam, poczułam zapach jaki daje obiad. Chodząc do szkoły nigdy mi nie odpowiadał. Zapach stołówki, doprowadził, że podeszły mi wymioty. Nie, musze szybko wejść do jakieś klasy, bo inaczej sprzątaczki będą miały więcej pracy. Swoje kroki przeniosłam do sali nr.15, tam czekała na mnie już żona mojego przyjaciela. Powitała mnie ciepłym uśmiechem, którego ja niestety nie odwzajemniłam.
-Sakura, powiedziałabym ci, że miło cię widzieć, ale w takich okolicznościach, sama rozumiesz.. Siadaj proszę.- wskazała na krzesło naprzeciwko niej.
-Więc przejdę od razu do rzeczy, ostrzegałam cię, czym może grozić jej zachowanie.- zaczęła, nie chciałam jej przerywać, ale musiałam, ta sytuacja powoli mnie przerasta.
-Znasz moją sytuacją, nie oczekuj ode mnie czegoś niemożliwego. Porozmawiam z nią jeszcze dzisiaj, ale martwię się, że znowu nie zrozumie.
-Wiem, daję jej ostatnią szanse, ale tylko ze względu na ciebie. Przyjaźnimy się, więc nie chciałabym, żebyś miała do mnie jakąkolwiek urazę.- powiedziała, próbowałam być twarda, często udaje przed ludźmi kogoś kim nie jestem. Prawda jest taka, że powoli nie wytrzymuję nerwowo, jeszcze praca.
-Nie martw się Hinata, wszystko będzie dobrze. Nawet gdyby, nie będę miała do ciebie urazy…- chciałam kontynuować, ale zadzwonił mój telefon. Przeprosiłam ją i wyjęłam komórkę z kieszeni. Promyczek nadziei zapalił się w moim sercu widząc na wyświetlaczu imię mojego brata.
-Deidara?! I co, znalazłeś ją?!- zapytałam z nadzieją, lekko podnosząc głos.
-Spokojnie, jest już ze mną w domu.- odpowiedział a mi kamień spadł z serca. Muszę jak najszybciej wrócić.
-Nie będę ci już zawracać głowy, leć do domu i porozmawiaj z nią.
Gdy chciałam już wyjść, obróciłam się i szybko zapytałam jak się czuje, odpowiedziała mi, że porozmawiamy niedługo na kawie. Pomachałam jej i wybiegłam ze szkoły. Teraz czeka mnie bardzo poważna rozmowa.

***
Dojechałem pod dom przyjaciela. Na szczęście przestało padać. Jedyny plus dzisiejszego dnia. Wyjąłem walizki z samochodu i zadzwoniłem w dzwonek obok drzwi. Czekałem przez chwile aż moim oczą ukazała się niska kobieta z wałkiem w ręku. Ten wałek trochę mnie przeraził, odłożyłem walizki obok siebie. Zastanawiałem się, kim jest ta kobieta?
-Dzień dobry, ja do państwa Uzumaki.- powiedziałem grzecznie, ta spojrzała na mnie dziwnie.
-Do kogo?- zapytała, nadstawiając jedno ucho. Niechętnie przybliżyłem się do niej i powtórzyłem do kogo przyjechałem.
-Tutaj nikt taki nie mieszka, synku. Chyba pomyliłeś domy.- stwierdziła miło. Przeprosiłem za najście i razem z moim bagażem podszedłem z powrotem do auta. Moje resztki humoru poszły w pizdu! Na jaką cholerę przyjechałem do tego miasta?! Wyjąłem komórkę z kieszeni i wykręciłem numer. Nikt nie odbierał. Pozostało mi jeszcze zadzwonić do Hinaty. Gdy już to zrobiłem, usłyszałem w słuchawce jej miły ale zarazem zdziwiony głos.
-Sasuke? Co się stało, że dzwonisz?- zapytała, słyszałem krzyki dzieci. Jest w pracy a ja jej przeszkadzam. Gdyby ten głąb odbierał, nie musiałbym do niej dzwonić
-Cześć Hinata. Wiem, że ci przeszkadzam, ale twój mąż nie odbiera. Ja za cholerę nie wiem gdzie jestem, bo zepsuła mi się nawigacja.- to, że zepsuła mi się nawigacja, stwierdziłem przed chwilą.
-Gdzie jesteś?
- Zaraz obok Flushing Meadows–Corona Park w Queens, tak podał mi Naruto.
-W tej alejce?- zapytała
-Tak, obok domków.-usłyszałem jej śmiech, zirytowałem się.
-Jesteś w dobrym miejscu, tylko na pewno nie koło tego domu co trzeba. Widzisz taki brązowy z białymi firankami w kwiaty, na około niego jest drewniany płot.- przekląłem w myślach. Oczywiście, że go widzę.. Bo to dom zaraz obok tej starszej babci!!!

***
Weszłam do domu. Zobaczyłam ich siedzących w kuchni i jedzących obiad, który ugotowałam wczoraj. Spojrzeli na mnie. Ona szybko odwróciła wzrok speszona.
-Co ty sobie myślisz?!- krzyknęłam na cały dom.
-Że zrobiłaś dobrego kurczaka, tylko mógłby być trochę ostrzejszy.- stwierdziła jedząc.
-Wiesz, że nie o tym teraz chcę rozmawiać!- zadzwonił mój telefon. Odebrałam z głosem przepełnionym jadem.
-Czego?!- zapytałam nieźle wyprowadzona z równowagi
-Sakura? Mamy problem. Kolejne ciało.- powiedział szybko mój partner.
Spojrzałam na nią jeszcze raz, ta jak gdyby nigdy nic, odłożyła talerz do zmywarki, podziękowała za posiłek i poszła do swojego pokoju. Mój brat przyglądał mi się badawczo. Miałam ochotę jej po prostu wbić do tej pustej głowy, że jest gówniarą i takich rzeczy robić nie powinna!
-Wszystko w porządku?- zapytał troskliwie, kładąc mi rękę na ramieniu.
-Masz jeszcze czas, żeby ją przypilnować? Muszę jechać do pracy a nie chcę zostawiać jej samej.- pokręcił głową z dezaprobatą ale zgodził się. Pocałowałam go w policzek i weszłam do swojej sypialni, chcąc przebrać się do pracy.

***
Siedziałem na dość abstrakcyjnym i nowoczesnym fotelu. Kolor był granatowy, całość była w kształcie koła z namalowanymi, białymi, trójkątami. Cały salon był przestrzenny i ładnie urządzony. Białe kafelki na podłodze i białe ściany z granatowymi dodatkami. Naprzeciwko mnie był duży, paro calowy, telewizor. Po jego wyglądzie aż korciło, żeby go włączyć i obejrzeć dobry mecz przy piwie.
-Jak ci się podoba w moich skromnych progach?- zapytał mnie Naruto, wchodząc do owego pomieszczenia z tacą pełną ciastek i z dwiema szklankami kawy.
-Masz bardzo ładny telewizor.- stwierdziłem, biorąc łyk napoju.
-Też tak uważam.- zaśmiał się
-Sasuke, cieszę się, że się zgodziłeś. Tutaj masz akta sprawy. A tak przy okazji, jak minęła podróż?- zapytał uśmiechnięty, spiorunowałem go wzrokiem i zostawiłem to bez komentarza. On jedynie się zaśmiał i podniósł z kanapy.
-Trzeba się zbierać, znaleźli nowe zwłoki. Moja partnerka już tam jedzie.
-Jaka partnerka?- zapytałem zdziwiony, myślałem, że będziemy sami
-Pracujemy razem odkąd odszedłeś ze służby.
-Jak się nazywa?- zadałem pytanie firmowym głosem
-Sakura Haruno.

***
No witam was serdecznie, nie długo mam konkurs więc nie sądziłam, że uda mi się wstawić notkę. Udało się, ale niestety nie wypał totalny -.- Nie podoba mi się strasznie i nie dziwiłabym się, gdyby wam również ;___; |We wtorek wielki dzień, życzcie mi powodzenia i szczęścia xd

sobota, 20 kwietnia 2013

"Ciekawość cechą ludzką jest"


Marathon, siedem lat później




Piękna wyspa, na około niej rozciągał się błękitny ocean, który swym błyskiem przyciąga każdego. Nie daleko północnej części, znajduje się dom pewnego mężczyzny, który właśnie zwlekł się z łóżka.-Cholera jasna, kogo tutaj niesie?!- warknąłem w myślach i zszedłem na dół do drzwi wejściowych. Zajrzałem przez judasz, nie wiele widziałem z jeszcze zaspanymi oczami. Przetarłem je i spojrzałem raz jeszcze.-Nikogo nie ma?- zdziwiłem się. Mój instynkt natychmiast się włączył. Z szafki nad drzwiami wyjąłem broń, z ukrytej pułki w szafce na buty, wyjąłem pełny magazynek. Z załadowaną bronią, postanowiłem się rozejrzeć, na początek na zewnątrz, potem w domu. Wolnym i czujnym krokiem wyszedłem na zewnątrz. Spojrzałem prosto, jednocześnie kątem oka, prawo i lewo. Okrążyłem cały dom, nie znajdując nic, swoje kroki kierowałem do tylnego wejścia. Gdy chciałem wejść, moje oczy rozszerzyły się a znowu wstąpiła czujność. Cicho wszedłem i rozglądałem się. Usłyszałem kroki w salonie. Bez szelestnie, znalazłem się w tamtym pomieszczeniu. Wycelowałem bronią w nieproszonego gościa.

-Odwróć się i odłóż broń.- powiedziałem poważnym głosem. Widok jaki ujrzałem, bardzo mnie zdziwił.

-Aż taką psychozę złapałeś, że w przyjaciela bronią celujesz?- zapytał mnie, wymachując rękami w geście przerażenia.

-Naruto?- chwila ciszy, którą przerwał mój donośny krzyk.- Co ty tu robisz głąbie?!! Kto ci pozwolił wchodzić do mnie do domu?! Co ty, włamywacz?!

-Oj Sasuś…- robi to specjalnie, wie, że nienawidzę gdy ktoś się tak do mnie zwraca- Nie przesadzaj, bo zrobiłeś się cały czerwony z wściekłości. Kto wie, może nie długo zrobisz się zielony. A tak w ogóle, kogo nazywasz głąbem?!- tak, to mój stary, dobry, przyjaciel.

-Chodź, ty wiesz w ogóle, która godzina?- zapytałem, przecierając twarz. Wspólnie poszliśmy do kuchni, zapaliłem okap i włączyłem wodę, na herbatę lub kawę.


-Nie, wyjechałem wieczorem i wcześnie mi się udało przyjechać. A która jest?- spojrzałem na niego gniewnie.

-Jest trzecia nad ranem, młotku!

-Tylko bez przezwisk.- zaczął wymachiwać przede mną karcącym palcem. Czy ja wyglądam na pięciolatka?!

-Kawy czy herbaty?- zapytałem swojego „gościa”

-Wiesz co Sasuke, wolałbym coś do jedzenia..

-Nie mam ramen.- wyprzedziłem go

-To poproszę kawę.- powiedział i uśmiechnął się do mnie.

Wsypałem do kubka po dwie łyżeczki czarnego proszku i po jednej łyżeczce cukru. Wlałem odrobinę mleka i zalałem wszystko wrzątkiem. Podałem mu kubek z parującym napojem i usiadłem naprzeciwko.

-Skąd masz mój adres?- zapytałem mocząc usta w kawie.

-Od twojego brata, sam mnie tu wysłał.

-Tak myślałem, że nie przyjechałeś w odwiedziny.- zaśmiałem się

-Masz rację, nie tylko w odwiedziny.-podkreślił dając nacisk na ostatnie słowa.

-Co u Hinaty?- zapytałem, czując jak ciepły napar, leci do żołądka dając przyjemne ukojenie.

-Hinata jest w ciąży, zostanę ojcem.- wstał i pokazał na siebie jak na bohatera. Westchnąłem, i czekałem kiedy zauważy, że zachowuje się jak dziecko, to kiedyś nastąpi… prawda?

-Ale teraz poważnie. Musimy porozmawiać.- stwierdził poważnym tonem, spojrzałem na niego zdziwiony, jeszcze przed chwilą wyglądał jakby miał pięć lat, a teraz…

-O co chodzi?- zapytałem, odkładając kubek na bok.

-Musisz wrócić do zawodu.- powiedział a mi serce zabiło mocniej.
***


Siedziałam zamyślona na tylnym siedzeniu i patrzyłam przez szybę, mój wzrok zawieszał się co chwilę na nowych ludziach, niektórzy zapracowani, a niektórzy wręcz przeciwnie.

-Jesteśmy na miejscu, 3 euro się należy.- powiedział kierowca, wyrywając mnie tym samym z rozmyśleń

-Dziękuje, dowidzenia.- podałam mu pieniądze, nałożyłam okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z taksówki.

Szybko przeszłam przez ulice i weszłam do mojej ulubionej kawiarni. Wchodząc od razu poczułam zapach parzonej kawy i usłyszałam dźwięk jaki ogłasza przyjście nowego klienta. Zaraz po nim, za ladą stanęła niska pani, na oko z jakieś 50 lat. Ubrana w pomarańczową bluzkę z dekoltem w serek i spodnie dżinsowe. Przywitałam się i uśmiechnęłam przyjaźnie, ona odwzajemniła gest.

-To co zwykle?- zapytała

-Tak, poproszę tylko teraz z podwójną pianką.- na tackę* położyłam pieniądze i wzięłam plastikowy kubeczek do ręki. Po zasmakowaniu kawy poczułam jak powracają mi siły witalne.

-Znowu do pracy?- zapytała mnie a ja dalej delektowałam się kawą

-Przecież byłaś ostatnio na nocce, zamączysz się dziecko.- drążyła, pokiwałam głową, ona pokręcił głową z dezaprobatą. Podziękowałam i wyszłam, kierując się do budynku naprzeciwko.

Drzwi rozsunęły się przede mną a ja weszłam do środka. Sekretarka przywitała mnie miło, pojechałam windą na drugie piętro. Wychodząc z niej, mało co się nie potknęłam, szybko złapałam równowagę i już po chwili szłam z wysoko podniesioną głową. Parę par oczu patrzyło na mnie przez chwile, lecz zaraz odwrócili się i powrócili do wcześniejszej pracy. Mamy teraz wiele roboty. Do moich uszu doleciał dźwięk, który strasznie mnie irytuje.

-Ty to jednak ciamajda jesteś.- zaniósł się głośnym śmiechem, czułam jak czerwienieje na twarzy.

-Nie jestem ciamajdą.- warknęłam, zestresowana rozglądnęłam się wokoło czy nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, nie lubię być pośmiewiskiem

-Tak, tak, idź do szefa bo ci karze.-powiedział i ugryzł kawałek kanapki, którą trzymał w ręku.

-Obyś się nią zakrztusił!- pomyślałam poirytowana i zawróciłam się w kierunku drzwi od gabinetu.

Wchodząc tam, miałam już złe przeczucia. Coś się szykuje, znając moje szczęście dla mnie nie będzie to korzystne.

***

Czy jemu padło na mózg?! Zrezygnowałem z zawodu już dawno, nie za bardzo chce mi się do niego wracać, zresztą… złe wspomnienia znacznie mi to utrudniają.

-Ale Sasuke..- nalegał, przerwałem mu ruchem dłoni

-Nie wyraziłem się jasno, Naruto? Nie mam zamiaru wracać na stare śmieci, nie kiedy wszystko zaczynam sobie układać.- powiedziałem ze stoickim spokojem.

Odsunął krzesło i powoli wstał, ja zrobiłem to samo. Wyciągnął rękę w moim kierunku, uścisnąłem ją.

-Naprawdę szkoda, przemyśl to jeszcze.

-Co tu dużo myśleć, nie to jest nie realne.- zaprzeczyłem

Odprowadziłem go do drzwi, stanął w framudze i nie odwracając się powiedział:

-Zostawiłem na stoliku zdjęcia w kopercie, obejrzyj je i odezwij się do mnie z ostateczną decyzją.- wyszedł, zamknąłem za nim drzwi i wyszedłem tylnym wyjściem na dwór.

Idąc przez plaże, czułem jak piasek ugina się pod moim ciężarem, postanowiłem się wyciszyć. Cisza zawsze mi pomagała oswoić się z myślami, co jest nie lada wyzwaniem dla człowieka. Szum fal i samotność. Tylko to jest mi potrzebne do szczęścia, nic więcej.

***

-Kpisz, prawda?- zapytałam z nadzieją

-Ależ skąd, to bardzo nam pomoże, przyda nam się pomoc.- powiedział ze stoickim spokojem.

-Ale, to bezsensu, świetnie sobie radzimy sami!

-Nie radzimy i ty o tym dobrze wiesz.- podniósł głos, chciałam dalej drążyć temat, nie jestem typem osoby, która łatwo się poddaje. Jednak widząc stan mojego szefa, jego czerwone wory i popękane naczynka w oczach, zrezygnowałam.

-Itachi, ty w ogóle wychodzisz z biura?- zapytałam podejrzliwie, przybliżając się do jego biurka. Oparłam na nim ręce i patrzyłam na niego badawczo.

-Interesuje cię to?- zapytał przybliżając się do mnie na niebezpieczną odległość. Moje serce zabiło mocniej, jego oczy lustrowały mnie. Czułam jak zaczynają piec mnie policzki. Gdy również się przybliżyłam, nasze usta prawie się stykały.

-Mam coś.- powiedział Kiba wchodząc, odskoczyłam od Itachiego jak oparzona, zachowując się jak bym zrobiła coś złego. Gdy Kiba spojrzał na mnie, poczułam się jak dziewczynka, którą mama przyłapała na zjedzeniu batonika.

-Idziemy.- Inuzuka wyszedł pierwszy. Itachi zaraz za nim, puszczając mi oczko. Jestem zła na siebie, że dałam się ponieść emocją. W pracy takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.- skarciłam się. Wyszłam ostatnia, ciekawiło mnie bardzo, jaki ślad znalazł Kiba. Oby to pomogło w sprawie. Stojąc w kropce, jesteśmy jeszcze bardziej bezradni.

***

-Wydarzenia zmieniają człowieka.- westchnąwszy, rozebrałem się i wskoczyłem pod prysznic. Czułem jak zimna woda oblewa moje ciało, błogi stan umysłu. Wyłącznie się na cały świat zewnętrzny, coś wspaniałego.

Po 10 minutach, okryłem się ręcznikiem. Usłyszałem gwizd czajnika, przekląłem w myślach. Skleroza nie boli. Zbiegłem jak najszybciej na dół i zakręciłem gaz. Z szafki wyjąłem talerz i wsypałem tam zawartość zupki chińskiej. Zalałem ją i zakryłem talerzem, żeby się zaparzyła. Gdy chciałem już konsumować posiłek, moje spojrzenie utkwiło w kopercie na stoliku. Ciekawość, cechą ludzką jest. Sięgnąłem po nią i już po chwili otworzyłem. Co nowsze zdjęcia, przed moimi oczami przelatywały sceny jakie mogły mieć tam miejsce. Odechciało mi się jeść. To były straszne masakry, znikome jest, że zabójca przestanie. Nie po sposobie, zabijania. Znalazłem krótki opis morderstw, z dopiskiem- Jak chcesz się dowiedzieć więcej, wsiadaj w samochód i przyjeżdżaj, Naruto.

Jeszcze raz przejrzałem zdjęcia. Ludzka psychika jest dziwna, boisz się czegoś, ale i tak to robisz. Wiesz, że to jest złe, ale i tak to zrobisz. Wydarzenia z przeszłości, są ciężkie do przeżycia, nie da się ich wymazać, niestety. Cóż, nie jestem wyjątkowy, wielu osobom przydarzyło się coś znacznie gorszego. Nie użalam się więc nad sobą. Czy warto, stawić czoło strachu? Czy uzyskam zwycięstwo? Czy będę miał z tego korzyści? Oby, bo już wiem co zrobię.

***


Więc witam was, po długiej nieobecności.Mam wielką nadzieje, że notka chociaż trochę się podoba ;p Jestem zła na siebie, że tak długo zwlekałam z napisaniem jej, ogromnie was za to przepraszam. Mam straszne urwanie głowy, przygotowując się do festiwalu i konkursu =.=” Tutaj moja prośba do was, trzymajcie za mnie kciuki ;D Konkurs odbędzie się 30 kwietnia, więc będę wdzięczna za otuchy xD Pozdrawiam i całuje, Anae.

środa, 3 kwietnia 2013

"Początek czegoś nowego"


Siedziałem na skórzanej kanapie, popijając zimną już kawę. Wokół mnie walało się mnóstwo zdjęć, które przedstawiały tę samą straszną masakrę.
Kolejna rodzina, kolejne biedne i niewinne dzieci, ile to będzie jeszcze trwać?- Ten zabójca nie przestanie, póki go nie załapiemy!- Odpowiedziałem sobie na pytanie.
Tyle dni a my dalej nie mamy żadnych poszlak, seryjny morderca zabija z zimną krwią. Jaki ma cel? Co nim kieruje? Jak wybiera ofiary? Rodzina Hashi nie ma nic wspólnego z państwem Shiba, obie rodziny mieszkały w innym stanie, nie znali się, żadnych cech wspólnych. Tyle pytań krążyło w mojej głowie, a na żadne z nich nie znałem odpowiedzi. Westchnąłem głośno, odkładają raport z przed miesiąca, jeśli psycholog policyjny dobrze wszystko rozszyfrował, ten mężczyzna zabije za trzy dni. Nie mogę do tego dopuścić. Do ręki wziąłem dyktafon i włączyłem nagrywanie.
-1.44 żadnych nowych przypuszczeń w sprawie. Stoimy w miejscu- powiedziawszy to, wcisnąłem stop
Po raz setny już tego wieczory, przypatrywałem się fotografiom z miejsca zbrodni. Ciągle czułem, że coś mi umknęło, że czegoś nie zauważyłem. Wstałem przeciągając się, byłem zmęczony, już drugą noc z rzędu nie śpię. Zaczął dzwonić telefon, odebrałem i usłyszałem po drugiej stronie głos mojego przyjaciela.
-Sasuke, masz coś?- Zapytał głupkowato, to chyba oczywiste, że jakbym coś miał dawno bym go powiadomił, czasami zastanawiam się jak on trafił to FBI.
-Nie głąbie, nic nie mam!- jestem zmęczony i rozdrażniony, musiałem się na kimś wyżyć.
-Spokojnie, prześpij się, to ci dobrze zrobi.
-Pa.- rozłączyłem się i rzuciłem komórką o łóżko.
Jak mogę spać, mając świadomość, że ten psychopata jest na wolności?! Poszedłem do łazienki, odkręciłem kurek z zimną wodą. Pomoczyłem sobie twarz chcąc doprowadzić się do stanu logicznego myślenie. Spojrzałem w lustro, przeczesałem sobie ręką włosy. Wychodząc zapaliłem duże światło, Cały pokój w papierach i plastikowych kubeczkach po kawie. Przez wielkie okno wpadało światło pełni księżyca. Olśniło mnie, zerwałem się jak oparzony, szybkim ruchem naładowałem broń, sięgnąłem po kluczyki od samochodu i wybiegłem z domu nawet go nie zamykając. Przeskakiwałem po parę schodków, wykręcając jednocześnie numer.
-Szlak poczta głosowa. Naruto, jadę teraz na ulice Erie St. 49,chyba mam ślad ale jeszcze muszę go dokładnie sprawdzić.- rozłączyłem się i wybiegłem z bloku, wskoczyłem do auta, odpaliłem silnik i ruszyłem. Jechałem bardzo szybko, chcąc jak najszybciej dostać się na miejsce. Gdy dojechałem spojrzałem na wielką posiadłość, na dole paliło się światło. Wyszedłem z samochodu i nie myśląc długo, zapukałem w dzwi czekając na właściciela domu.
-Agent specjalny Uchiha, jaka miła niespodzianka  - przywitał mnie
-Przepraszam za kłopot, jest pózno- powiedziałem lekko zakłopotany
-To żaden kłopot, obydwaj jesteśmy nocnym markami, wejdz.- zaprosił mnie gestem ręki
 Weszliśmy do środka, wspólni poszliśmy do jego gabinetu. Gdy wszedłem do środka, do moich nozdrzy doleciał zapach drewna, uwielbiam ten zapach, który dochodzi z kominka.
-Co cię trapi?- zapytał siadając za biurkiem
 -Jesteśmy na złym tropie doktorze, nasza charakterystyka przestępcy jest błędna. Szukaliśmy urażonego szaleńca ze znajomością anatomii, lekarza, któremu odebrali licencje, niedoszłego medyka…
-Byłego pracownika kostnicy, tak wiem, stwierdziliśmy to po równych cięciach na ciałach ofiar.
-Myliliśmy się, on nie okalecza ofiar dla zachcianki, on kolekcjonuje te części ciała- popatrzał na mnie zdziwiony- Byłem u mojego brata na sylwestra, jego syn podbiegł do mnie i pokazał, że nie ma jednego zęba, schował go do szkatułki i powiedział, że zostawi sobie na pamiątkę i wtedy skojarzyłem fakty, każdej z ofiar wycięto jeden narząd, nie dla przyjemności. Zabójca chciał mieć pamiątkę po swoim dziele.- zakończywszy swój monolog spojrzałem na drugiego rozmówce.
-Powiedziałeś to w biurze?
-Nie, chciałem najpierw porozmawiać z panem. Wiem, że mam rację, zaczynam powoli myśleć jak morderca.
-Fascynujące.- stwierdził i przyjrzał mi się badawczo- Tego się nie spodziewałem, jesteś inny niż ludzie z twojego wydziału. Posiadasz bardzo rzadki dar, tym darem jest wyobraznia mordercy, która jest bardzo potrzebna w twoim zawodzie.
-Jednej rzeczy tylko nie rozumiem, jest pan najlepszym psychologiem w kryminalistyce a jednak, nie skojarzył pan tego w ten sposób.- ciągle próbowałem utrzymać kontakt wzrokowy
-Jestem tylko człowiekiem Sasuke, każdy może się pomylić
-Pan rzadko się myli.
-Przykro mi, że nie mam twojego pełnego zaufania.
-Nie nie, tego nie powiedziałem. Sam nie wiem już co mówię, jestem bardzo zmęczony.
-Wróć do domu prześpij się, przyjdz jutro rano, zrobimy notatki i wspólnie nad tym pomyślimy.- zaproponował
-Tak, to bardzo dobry pomysł.- stwierdziłem, ale nie ruszyłem się nawet o milimetr.
-Przyniosę twój płaszcz, za chwile wróce.
Kiedy Madara wyszedł z pokoju, ja rozciągnąłem się na fotelu i wstałem. Powoli podszedłem do biblioteczki i przez chwile patrzyłem na różne figurki na półce. Wziąłem pierwszą lepszą książkę, która okazała się „Podręcznikiem medycznym” otworzył ją na zaznaczonej stronie. Opisywali tam jak skutecznie pokroić zwierze, żeby jak najdłużej żyło i się nie wykrwawiło, podkreślony był tam napis: Grasica, od razu to skojarzyłem, nie mogłem tego zbagatelizować. Przez jeszcze krótką chwile przypatrywałem się na stronę nie mogąc uwierzyć własnym oczą. Zdeterminowany odwróciłem się, poczym od razu wydałem z siebie głośny jęk bólu. Został on spowodowany wbiciem noża prosto w lewy bok brzucha. Sięgałem po broń, ale doktor ciągle wbijał broń, raniąc mnie coraz mocniej, czułem jak powoli zaczynam się wykrwawiać, podniosłem rękę do góry ale on bez problemu wyrwał mi pistolet rzucając go na ziemie. Spojrzałem w jego oczy, nie widziałem już tych spokojnych i opanowanych, widziałem oczy szaleńca, który właśnie zdobył ofiarę.
-Spokojnie, nie ruszaj się, wchodzisz we wstrząs, nie chce żebyś czuł ból, za chwile poczujesz zawroty głowy a potem senność.- zacząłem się szarpać- Nie opieraj się, to łagodne uczucie, jak wejście do ciepłej kąpieli.- przejechał bronią wyżej, mój głośny krzyk rozniósł się po całym domu.
-Przykro mi, że do tego doszło, ale każda gra się kiedyś zaczyna i kończy.- miałem zamknięte oczy i głośno dyszałem, położył mnie obok kominka.
-Jesteś jeszcze młodym chłopakiem, masz dopiero 20 lat, podziwiam twoją odwagę- powiedziawszy to, wyrwał mi z brzucha ostre narzędzie, otworzyłem oczy, wymachiwał mi przed nim nożem- Chyba na pamiątkę, wezmę sobie twoje serce.- zamachnąłem się, wbijając mu pogrzebacz* w brzuch, odsunął się ode mnie, patrząc gdzieś w przestrzeń nieobecnym wzrokiem. Czułem jak robi mi się coraz słabiej, wyobrażałem sobie jaki muszę być teraz blady. Na moje szczęście, odsuwając się, zwalił ze stolika telefon stacjonarny. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, ja z całych sił próbowałem dosięgnąć słuchawki by móc zadzwonić. Zbliżył się do mnie z szaleńczym uśmieszkiem na twarzy, wtedy sobie przypomniałem. Wyjąłem zapasową broń i strzeliłem raz, drugi, trzeci, leżałem i ledwo co kolo wiek widziałem więc strzały nie padały tam gdzie powinny, za czwartym razem trafiłem w klatkę piersiową, nie byłem pewny czy poleciało w serce, najważniejsze, że upadł na biurko. Opadłem całkowicie z sił, w tym momencie nie wiedziałem co się dzieje. Ostatnie co pamiętam to dźwięk syren policyjnych a potem tylko ciemność.
***
To już mój trzeci blog, tym razem spróbuje zaszaleć z kryminalistyka ;D Mam nadzieje, że prolog się wam podoba. Wygląd, co prawda za ciekawy nie jest, ale nie długo będzie lepiej ;-)
  Pozdrawiam Anae :*